W Skandynawii aż piszczą na widok tych cukierków. Innych skręca na samą myśl
Niektóre potrawy budzą skrajne emocje. Ta skandynawska słodycz dzieli smakoszy – jedni pochłaniają ją w kilogramach, inni odwracają wzrok.
Pamiętasz te zestawy żelek, które dostawało się od cioci z Niemiec lub po prostu kupowało w markecie? Na pewno kojarzysz, że były tam miśki, robaczki i inne atrakcyjne kształty. Wśród nich znalazła się dosłownie "czarna owca". Bo tego korzennego aromatu, jaki daje lukrecja, nie da się z niczym pomylić. Albo zjadasz żelkę ze smakiem, albo wyrzucasz i już nigdy w życiu nie chcesz po nią sięgać. Ale dlaczego tak się dzieje? Czemu jedni ją kochają, a inni mają ochotę wyrzucić na śmietnik?
Dubajskie pączki zachwycają nadzieniem. Duża konkurencja dla marmolady i powideł
Skąd pochodzi lukrecja?
Cofnijmy się do Starożytnego Egiptu. Tam po raz pierwszy przygotowano pewną miksturę, która miała postawić na nogi i wzmocnić zdrowie. Jej charakterystyczny zapach i smak pobudzał, sprawiał, że chory szybko wstawał na nogi. Sekretem tego naparu była lukrecja - roślina korzenna, której nie sposób z czymkolwiek innym pomylić. Faraon Tutenchamon tak bardzo ją kochał, że włożono mu lukrecję do sarkofagu.
Korzeń lukrecji była też popularna w Starożytnej Grecji. Tamtejszy filozof i lekarz, Hipokrates, uważał, że jest świetnym lekiem na ból gardła oraz kaszel. Ale to właśnie Rzymianie jako pierwsi zaczęli przygotowywać słodycze z lukrecji. Co prawda nie przypominały w żaden sposób współczesnych żelek, ale były w owych czasach dość popularne - szczególnie że potomkowie Romulusa i Remusa lubowali się z w obfitych, tłustych ucztach.
Lekarstwo czy przysmak?
Na początku lukrecja była typowym lekarstwem, ale nawet i teraz dodaje się ją syropów, dlatego wielu osobom żelki przypominają w smaku lekarstwo. Z czasem ludzie doszli do wniosku, że korzenny smak lukrecji nadaje się do przekąsek. Tak oto w 1760 angielski aptekarz George Dunhill dodał do ekstraktu z korzenia cukier. Powstały czarne cukierki, które szybko zyskały popularność. Potem już poszła lawina: żelki, landrynki, herbaty, napoje, a nawet aromatyzowane alkohole. W Danii są nawet chipsy lukrecjowe, a także lody i ciasta. Istnieją też batony z lukrecją, ale w wersji limitowanej i można je czasem kupić w Skandynawii.
Dlaczego lukrecja tak dziwnie smakuje?
Słodycze z korzenia lukrecji są bardzo osobliwe. Jednocześnie uderzają słodyczą, korzennym aromatem i gorzkim posmakiem. Ale dlaczego tak się dzieje? Sprawa jest prosta: lukrecja zawiera glicyryzyna. To taki związek chemiczny, który ma ziemisty posmak, ale za to jest nawet 50 razy słodszy od cukru. W smaku przypomina anyż lub syrop dla dzieci. I tutaj ciekawostka: jeśli nie lubisz lukrecji, to jest duże prawdopodobieństwo, że anyżowe cukierki również nie przypadną ci do gustu.
Kolejną ciekawą sprawą jest kolor słodyczy. Bo jak widzisz korzeń lukrecji, to on ma zwyczajną brązową barwę. A żelki wręcz uderzają czernią po oczach. To jest właśnie sekret jej produkcji. Lukrecja suszy się przez jakiś czas i zyskuje ciemną barwę. Z tego korzenia tworzy się ekstrakt, który jest bazą słodyczy. Producenci bardzo często dorzucają też węgiel roślinny i karmelowy barwnik spożywczy. Niektóre cukierki zawierają też sól amonową.