Sprawdziłam smażalnię polecaną przez Makłowicza. Na paragon przymknęłam oko
Pod lokalami, które serwują smażone ryby nad morzem, ustawiają się kolejki, ale ceny sprawią, że dwa razy zastanowisz się nad zamówieniem. Czasem warto jednak dać się ponieść wakacyjnej atmosferze i zaszaleć w dobrej smażalni. Czy lokal w Niechorzu, który odwiedził i opisał Robert Makłowicz, spełnił moje oczekiwania? Śpieszę z odpowiedzią.
Chociaż narzekanie na pogodę i ceny nad Bałtykiem nie ustaje, to wizyta nad polskim morzem jest obowiązkowym punktem wakacyjnych wojaży. Na zachodnim wybrzeżu popularnością cieszy się Niechorze. Poza sezonem to niewielka wioska rybacka, licząca zaledwie 911 mieszkańców. Latem miejsce jednak tętni życiem, a ulice przepełnione są tłumami wczasowiczów, którym niestraszna kapryśna aura. Piaszczysta plaża, deptak, latarnia morska i molo przyciąga rocznie nawet 200 tysięcy turystów. Wraz z nimi przyjeżdżają ich portfele, gotowe na realizowanie urlopowych uciech. Baza noclegowa jest rozbudowana, nie brakuje też lokali gastronomicznych. Wśród nich jest kultowa smażalnia Kergulena.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Stir-fry z karkówką i pysznymi sosami podbije każde podniebienie
Kergulena - smażalnia w Niechorzu
Jak na nadmorską miejscowość przystało, w Niechorzu nie mogło zabraknąć smażalni ryb. I to niejednej, bo zapach jedzenia czuć niemal na każdym kroku. Ceny najczęściej podawane są za 100 gramów fileta czy tuszki, więc zamówienie obiadu wiąże się z pewnym dreszczykiem emocji, jaka będzie końcowa kwota na paragonie — płatność ma miejsce przy odbiorze zamówienia.
Swoje kroki kieruję do jednej ze smażalni niedaleko plaży. Kergulena na rynku działa od 1976 roku. Nie jest to jednak miejsce, gdzie ze starej frytury wyławia się smętne kawałki ryby. Menu, wywieszone jest przed okienkiem, w którym zamawia się obiad, kusi ciekawymi pozycjami. Postawić można na tradycyjne filety, gołąbki z dorszem, zakąski ze śledzia, dorsza w zalewie octowej, chrupiące bałtyckie szprotki, które można zajadać jak frytki, czy też węgierską zupę rybną halaszle i rybny żurek.
Mój wybór pada jednak na absolutny klasyk: dorsza w panierce. Dobieram do tego porcję frytek i rozsiadam się, oczekując na swoją kolej. Gdy podchodzę do okienka, odbieram tacę z okazałą porcją złocistej ryby.
Smażone ryby warte swojej ceny
Rachunek okazał się być naprawdę wysoki: za dwie porcje ryby, bez dodatków, zapłaciłam 130 zł. Do tego porcja frytek za 14 zł i nie pozostaje nic innego, jak przełknąć napływającą do ust ślinkę, wymieszaną z lekką goryczą na widok kwoty, którą muszę zapłacić. Ryba okazuje się być naprawdę bardzo smaczna. Jest soczysta, panierka nie przygniata mięsa, każdy kęs to czysta przyjemność. Można rozpłynąć się w zachwytach i uznać nawet, że, chociaż drogo, to zdecydowanie warto wpaść tam na rybę.
Tego samego zdania był również Robert Makłowicz, który Kergulenę odwiedził w jednym z filmów na swoim kanale. Postawił jednak na inne dania. Na stole pojawiły się smażone szprotki, flaczki z kalmarów czy też smażona gładzica.
- Smażalnie są różne, rzecz jasna. Mogą być takie, które nader rzadko wymieniają fryturę i wszystko w jednym oleju smażą, ale mogą być też takie, które są prawdziwą arystokracją w tej kategorii. I właśnie w takowej jesteśmy - zachęcił Robert Makłowicz.
Wizyta nad polskim morzem nie obędzie się bez ryby. Warto postawić na miejsce sprawdzone i polecane. Bez względu na to, czy rekomendacja płynie od Roberta Makłowicza, z redakcji Pyszności, czy od dobrej znajomej.