NewsyZabrałem dzieci do lodziarni Magdy Gessler. Ich słowa na temat lodów mnie rozbroiły

Zabrałem dzieci do lodziarni Magdy Gessler. Ich słowa na temat lodów mnie rozbroiły

Wybrałem się na lody Magdy Gessler. I mam o nich sporo do powiedzenia - Pyszności; foto: archiwum własne
Wybrałem się na lody Magdy Gessler. I mam o nich sporo do powiedzenia - Pyszności; foto: archiwum własne
23.07.2023 09:30, aktualizacja: 23.07.2023 15:50

Postanowiłem zabrać dziatwę na lody do słynnej "Ice Queen Magda Gessler". Ta decyzja padła szybko i bez głębszego zastanowienia. Analiza budżetu mogłaby mnie przecież zniechęcić. Sprzedałem więc samochód i prawą nerkę... no dobrze, aż tak źle nie było. W każdym razie przed wyruszeniem do "Królowej Lodu" nie omieszkałem sprawdzić stanu konta. W końcu o cenach w lokalach Magdy Gessler mówi się na mieście sporo, a wydźwięk tych plotek rzadko bywa pozytywny. Ale wysokość rachunku to tylko jedno — a co z jakością? O tym musiałem się przekonać na własnej skórze.

Tej słonecznej niedzieli warszawska starówka tętniła życiem. Od kiedy wyprowadziłem się z tamtych okolic, nie bywam tam częściej niż raz na kilka miesięcy, toteż wielokulturalny tłum turystów na nowo przypomniał mi, że Polska to nadal całkiem dyspozycyjna pod względem geograficznym część Europy. To miłe. Ale nie w tym rzecz. W końcu nie znalazłem się tam, żeby podziwiać wzniosłość kolumny Zygmunta, waleczną pozę warszawskiej Syrenki, czy robiącą wrażenie fasadę dawnej siedziby królów. O nie, mój cel był o wiele bardziej prozaiczny. Ale i — z punktu widzenia kubków smakowych — znacznie atrakcyjniejszy. Taką przynajmniej miałem nadzieję.

Franczyza i pradawna receptura

Ice Queen to sieć lodziarni Magdy Gessler, którą najsłynniejsza polska restauratorka założyła w 2019 roku. Od tego czasu punkty "Królowej Lodu" pojawiły się już między innymi we Wrocławiu, Warszawie, Radomiu, Skaryszewie i Gdańsku. Franczyza rozwija się więc sprawnie, ale jakże mogłoby być inaczej, skoro za recepturą sprzedawanych tam lodów stoi nie kto inny, jak Magda Gessler? To zresztą nawet lekkie niedopowiedzenie, bo restauratorka zarzeka się, że przepis pochodzi jeszcze od jej prababci.

Słynne okienko, gdzie można kupić równie słynne lody Magdy Gessler - Pyszności; foto: archiwum własne
Słynne okienko, gdzie można kupić równie słynne lody Magdy Gessler - Pyszności; foto: archiwum własne

Czy ta historia jest prawdziwa? A może to jedynie tani chwyt marketingowy? Cóż, aż tak dokładnego śledztwa dziennikarskiego nie przeprowadzałem, zwłaszcza że przodkowie Gessler mieli stworzyć rzeczoną recepturę na odległej Sardynii. Mnie wystarczyła podróż na Stare Miasto, gdzie przy ulicy Świętojańskiej 2 odnalazłem legendarne okienko z lodami Magdy Gessler.

Lody, rachunek i niewzruszona mina

Pomimo wysokiej temperatury i godzin popołudniowych, przed okienkiem "Ice Queen Magda Gessler" nie napotkałem tłumów. Niezdecydowana para stojąca przede mną zapewniła mi czas na przewertowanie wiszącego na drzwiczkach menu. Właściwie to do tego wystarczył naprawdę szybki rzut oka. Znajdujące się tam informacje nie napawały optymizmem. Brak lodów włoskich, a z tych na gałki pozostały zaledwie cztery smaki: truskawkowe, czekoladowe, orzech włoski i kawowe. Wybrałem pierwsze trzy, bo do dziś nie mogę się przekonać do smaku kawy w postaci innej niż... kawa.

Cena za gałkę lodów w Ice Queen to 9 złotych. Comme ci, comme ca, jak mówi piosenka. Po zapłaceniu za jagodziankę 28 złotych (swoją drogą — również w lokalu Magdy Gessler) nic mnie już nie zdziwi. Byłem na to przygotowany. Przybrałem minę pod tytułem "chyba nie wiesz, z kim masz do czynienia", zapłaciłem za lody i rozpocząłem sesję zdjęciową poprzedzającą degustację.

Recepturę na te lody stworzyła ponoć prababcia Magdy Gessler - Pyszności; foto: archiwum własne
Recepturę na te lody stworzyła ponoć prababcia Magdy Gessler - Pyszności; foto: archiwum własne

Głosy za i głosy przeciw, a wszystkie równo wymuszone

Jak sam już na pewno dostrzegłeś, wielkość lodów z "Ice Queen Magda Gessler" nie robi jakiegoś szaleńczego wrażenia. Co ciekawe, jedna porcja znacznie różniła się od pozostałych. Drżąca ręka sprzedawczyni dokonała błędnej kalkulacji? To pewnie przez tę niewzruszoną ceną minę. Wolałbym jednak, żeby to ta "pokaźniejsza" ilość była standardem, a nie odwrotnie. Przejdźmy do jakości.

Bardzo chciałem napisać tu coś oryginalnego. Coś, co pod względem kulinarnym i literackim mogłoby zrobić na tobie wrażenie. Złe, dobre, nieważne, tu liczy się prawda, choćby nie wiadomo jak okrutna i bezwzględna. Ale wtedy nadeszła rzeczywistość. I refleksja: to są najzwyklejsze lody na świecie. Zanim oddałem je dzieciakom, spróbowałem wszystkich smaków. Nie jestem w stanie napisać o nich ani nic specjalnie dobrego, ani złego.

Lody z Ice Queen Magda Gessler są... poprawne. Z całą pewnością świeże i przechowywane w odpowiedniej temperaturze. Smaczne, ale w zupełnie niewyróżniający się sposób. Nie było tam żadnej "bomby". Żadnych kawałków owoców, robiącej spustoszenie w płacie czołowym mózgu czekolady, kulinarnej ekstazy czy uczucia orzeźwienia, które może znać tylko zbłąkany Beduin, gdy nareszcie odnajdzie oazę. Tak po prostu: nic.

Jeśli chcesz znać szczerą opinię, zapytaj dzieci

Będę z tobą zupełnie uczciwy. Moja ulubiona lodziarnia znajduje się w znacznie mniej prestiżowym miejscu, a obowiązujące tam ceny wynoszą 4,50 zł za gałkę. Kiedy chodzę tam na lody, czuję, jakby jedna kulka sorbetu z kiwi uzupełniła moje tygodniowe zapotrzebowanie na witaminę C. Gdy stawiam na smak czekoladowy, to mam wrażenie, że na zapleczu tej niepozornej lodziarni jakiś szwajcarski rzemiecha właśnie zakończył nadzór nad przemianą ziaren kakao najpierw w czekoladę, a później w zimną masę lodową. W "Ice Queen" nie było nawet ułamka takiego efektu.

Dobra mina do złej gry? - Pyszności; foto: archiwum własne
Dobra mina do złej gry? - Pyszności; foto: archiwum własne

W akcie desperacji postanowiłem zapytać o zdanie moje młodociane towarzystwo. Może chociaż dzieci dostrzegły w tych lodach coś, czego ja nie czułem? Z nutą nadziei w głosie poprosiłem je o opinię. "No, okej" - powiedziała młodsza. "Git" - dodała druga. Jeszcze przez chwilę, wskutek moich błagalnych próśb, naprawdę starały się uzupełnić te wyczerpujące wypowiedzi. "Rożek taki jakby trochę słodki" - usłyszałem. No, dzięki. Kurtyna.

Podsumowanie

Kiedy emocje związane z podróżą na starówkę opadły, dotarło do mnie, że ta cała nonszalancka mina i nieugięta postawa wobec lodów za 9 złotych za gałkę, były efektem tego, na czym bazuje całe Ice Queen: podświadomej trwogi (tudzież zachwytu) przed autorytetem Magdy Gessler. Bądźmy szczerzy, 27 złotych za trzy kulki absolutnie zwykłych lodów, to dużo. Za dużo. I po raz kolejny przypominam, że jeszcze złotówkę więcej zapłaciłem za jagodziankę w "Słodko Słonym". Ta jednak była naprawdę wybitna i po jej zjedzeniu z czystym sumieniem poszedłem lizać finansowe rany.

Wnioski są jasne. Gdybym raz jeszcze miał powtórzyć podróż w głąb warszawskiej starówki tylko po to, żeby zjeść w "Królowej Lodu", to postarałbym się znaleźć jakieś bardziej rozsądne zajęcie. Na przykład szukanie kształtów w chmurach na niebie albo przeczytanie instrukcji kuchenki mikrofalowej. Te lody to absolutny standard, a jednocześnie naprawdę sporo pieniędzy. No, może poza tym, że "rożki były takie jakby trochę słodkie".

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także