Dziadek zawsze puka w kapelusz. Najpierw się śmiałem, teraz robię to samo
Klucz do udanego grzybobrania nie leży w wielkości kosza, lecz w prostym rytuale. Pamiętam, jak mój dziadek zawsze pukał w grzyby. Śmiałem się, ale z czasem zrozumiałem, że ten mały gest ma ogromne znaczenie.
Jesień od zawsze kojarzy mi się z koszykiem wiklinowym, kaloszami i porannymi wyprawami do lasu. W domu rodzinnym grzyby były traktowane jak skarb – suszone, marynowane, dodawane do zup i sosów. Ale zanim jeszcze zacząłem je zbierać na serio, dziadek Stanisław nauczył mnie pewnego zwyczaju, który początkowo wydawał mi się dziwaczny. Zawsze, zanim wyjął grzyb z ziemi, delikatnie stukał w jego kapelusz. "Zrób tak samo, a zobaczysz, że ma to sens" – mówił. Dziś wiem, że to nie tylko rodzinna tradycja, ale praktyczna wskazówka dla każdego grzybiarza.
Stir-fry z karkówką i pysznymi sosami podbije każde podniebienie
Grzyby i rozsiewanie zarodników – dziadkowa szkoła cierpliwości
Dziadek Stanisław zawsze powtarzał, że las odda ci tyle, ile ty mu zostawisz. Gdy pytałem, po co stuka w kapelusz, odpowiadał, że to "sianie na przyszłość". I faktycznie, zarodniki grzybów znajdują się pod kapeluszem – w rurkach albo blaszkach. Wystarczy lekko postukać, a część z nich opada na ściółkę. Dzięki temu grzybnia ma większą szansę się rozrastać i w przyszłym roku w tym samym miejscu można znaleźć nowe okazy.
Drugim powodem stukania w kapelusz była dla dziadka szybka kontrola jakości. Tłumaczył mi, że zdrowe grzyby wydają dźwięk – taki pusty, głuchy, trochę jak arbuz na targu, w który pukasz, żeby sprawdzić, czy dojrzał. Jeśli odgłos był tępy, a kapelusz miękki, dziadek zostawiał grzyb w ziemi. Dzięki temu w domu było mniej rozczarowań, bo nie musiałem wyrzucać robaczywych, rozpadających się okazów.
Lekkie stukanie w kapelusz sprawiało również, że odpadały drobne zanieczyszczenia – resztki igliwia, ziemi albo maleńkie robaki. Dzięki temu po powrocie do domu oczyszczanie grzybów zajmowało mniej czasu. Oczywiście i tak trzeba je obrać, dokładnie umyć czy zamoczyć w wodzie z solą, ale ten prosty nawyk naprawdę ułatwia życie.
Pukanie w kapelusz stało się moim rytuałem, a zarazem symbolem cierpliwości i szacunku do natury. Kiedyś uważałem to za zabobon, dzisiaj wiem, że dziadek miał rację. To trzy w jednym: rozsiewanie zarodników, sprawdzanie jakości i wstępne oczyszczenie. A do tego poczucie, że powtarzam gest, którego nauczył mnie człowiek, dla którego grzyby były nie tylko jedzeniem, ale częścią życia.