Sprawdziłam, ile kosztują ryby na targu. W smażalni sporo przepłacamy
Paragony grozy znad Bałtyku zalewają sieć, a na widok cen w nadmorskich smażalniach można złapać się za głowę. Tymczasem na halach rybnych można upolować całkiem atrakcyjne oferty.
W Bałtyku można trafić przede wszystkim na śledzie, makrele, szproty czy dorsze. Jednak ze względu na ograniczenia połowowe dotyczące dorsza bałtyckiego, ten, który trafia na stoły, pochodzi najczęściej z Morza Północnego. Często zdarza się, że dorsz jest też z tak zwanego przyłowu, gdy ryba do sieci trafi przypadkowo podczas połowu innych gatunków. W smażalniach i na targach rybnych trafić można jednak nie tylko na bałtyckie gatunki, ale również ryby słodkowodne i te pochodzące z importu. Sprawdziliśmy, ile kosztują.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Stir-fry z karkówką i pysznymi sosami podbije każde podniebienie
Cena za ryby w smażalni
Paragony grozy nie biorą się z powietrza. Przy zamawianiu ryby najczęściej nie wiemy, jaka będzie ostateczna cena za porcję. Sprzedawana jest bowiem na wagę, a płatność ma miejsce dopiero przy odbiorze zamówienia. Co prawda można zaznaczyć, że chce się większy lub mniejszy kawałek, ale nasz los pozostaje w rękach pracownika smażalni. Oczywiście trafić można też na lokale, gdzie cena znana jest już w momencie składania zamówienia, ale to znacznie rzadziej spotykane zjawisko.
Ceny w menu podawane są najczęściej za 100 gramów ryby. W smażalni polecanej przez Roberta Makłowicza za kilogram dorsza zapłacić trzeba aż 199 zł, w Krynicy Morskiej tuszkę halibuta zamówić można w cenie 200 zł za kilogram, a w znanym trójmiejskim barze "Przystań" kilogram flądry to 130 zł. W smażalni najczęściej trafić można na porcje między 200 a 350 gramów, co w połączeniu z frytkami i surówką może dać naprawdę wysoką kwotę na paragonie, w szczególności, gdy myślimy o rodzinnym obiedzie.
Na targu taniej, ale...
Jednym z miejsc, w którym mieszkańcy portowej Gdyni najchętniej zaopatrują się w ryby jest hala targowa znajdująca się przy ulicy Wójta Radtkego. To właśnie tutaj jeden z budynków codziennie staje się marketem rybnym, oferującym świeże (a przynajmniej niezamrożone) ryby i owoce morza. Stoły uginają się od krewetek, dorszy, dorad czy pstrągów. Są tutaj filety i tuszki, wybór jest naprawdę spory.
Zerkam na cenę pstrąga, który znany jest jako tańszy substytut łososia. Za kilogram filetów zapłacić tutaj trzeba 54 zł. Dzika troć wędrowna to 75 zł, za sztukę świeżej dorady zapłacić trzeba 68 zł. Uwielbianego dorsza kupić można ze skórką (75 zł/kg) lub bez (88 zł/kg). Ceny są znacznie niższe niż w smażalniach, więc wizyta na targu może być dobrą alternatywą dla jedzenia na mieście.
Niższa cena nie bierze się również znikąd. Oczywiście, sam koszt smażenia czy panierki nie jest tak duży, by podwajać końcową wartość ryby. Przedsiębiorcy doliczyć muszą do tego jeszcze podatki, koszty prowadzenia działalności gospodarczej, wynagrodzenia pracowników, a na koniec chcą jeszcze na tym oczywiście zarobić.
Jeśli chcesz zaoszczędzić na wakacjach i masz do tego warunki na wynajmowanej kwaterze, możesz pokusić się o samodzielne smażenie. Taka opcja, choć wymaga więcej pracy, jest zdecydowanie bardziej ekonomiczna, ale przy tym o wiele mniej wygodna.