Wars nie tylko w pociągu. W Kantynie poczujesz się jak w zakładowej stołówce
Wars towarzyszy nam w podróży po torach już od połowy XX wieku. Oczywiście, przedsiębiorstwo ulegało wielu przekształceniom. Obecnie jest związane ze spółką PKP Intercity, gdzie świadczy usługi restauracyjne i sypialniane. Od niedawna można skorzystać z oferty gastronomicznej Warsu bez ważnego biletu na przejazd.
Stacjonarne restauracje Warsu funkcjonują już w pięciu lokalizacjach w Warszawie, trzy z nich w okolicach kluczowych punktów przesiadkowych kolei polskich są otwarte dla wszystkich, a pozostałe dwie pełnią funkcję restauracji pracowniczych. Z redakcyjną koleżanką wybrałyśmy się na obiad w pobliżu Dworca Centralnego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wars bez pociągu i tortów. Co można zjeść w kantynie z logo wagonów restauracyjnych?
Jak wygląda Kantyna Warsu?
Lokal przy ul. Chałubińskiego z zewnątrz prezentuje się niepozornie – jeśli nie wiesz, że w środku znajduje się Kantyna, łatwo możesz przeoczyć to miejsce. Szyld jest mało widoczny, a przez zwykłe małe okna trudno dostrzec, co kryje się w środku. Wchodzisz zwykłym wejściem do gmachu Ministerstwa Infrastruktury i kierujesz się w prawo – do baru, który rzeczywiście bardziej przypomina kantynę zakładową niż współczesną restaurację.
Menu rozpisane na każdy dzień tygodnia
W tej lokalizacji Kantyna Warsu jest otwarta od poniedziałku do piątku w godzinach od 12 do 16, zatem menu również jest rozpisane na pięć dni tygodnia. Możesz wybrać pełny zestaw obiadowy za około 30 złotych: mięsny kosztuje 31, a jarski 29 złotych. W zestawie masz zupę – jedną z dwóch do wyboru – drugie danie i kompot.
Już przed przybyciem na miejsce, zapoznałyśmy się z aktualnymi propozycjami na obiad. Byłam zdecydowana na degustację wątróbki, ale niestety, na miejscu okazało się, że taki rarytas tego dnia nie jest już dostępny, więc poprosiłam o polski klasyk, czyli kotlet mielony z ziemniakami i surówką. Do tego wybrałam barszcz czerwony i to był strzał w dziesiątkę – jego smak przypominał zupę, którą moja mama gotuje z botwinki, a w środku pływało dużo pożywnych warzyw.
Moja towarzyszka wybrała kapuśniak i makaron z twarogiem i truskawkami. Do tego otrzymałyśmy po szklance kompotu – trudno powiedzieć, z jakich owoców był zrobiony, ale smakiem na pewno oddawał klimat stołówki zakładowej. Żeby tego było mało, skusiłyśmy się również na deser, czyli sernik i kostkę wuzetki.
Jakie wrażenia po obiedzie w Kantynie Warsu?
Jedno jest pewne – z Kantyny przy ul. Chałubińskiego nie wyszłyśmy głodne. Już deser trudno było nam zmieścić, chociaż praktycznie nie tknęłam ziemniaków – nie dlatego, żeby zmieściło się więcej konkretów (jak radzi babcia), tylko dlatego, że po prostu nie były smaczne. Może to kwestia późnej pory, bo do lokalu dotarłyśmy na pół godziny przed zamknięciem? A może tego, że nie były wystarczająco dobrze odparowane. Ziemniaki okazały się najsłabszym elementem na talerzu – za to kotlecik i surówka wjechały jak u cioci na imieninach. Makaron z truskawkami też był niczego sobie.
Ciasta w pełni odpowiadały naszym oczekiwaniom, ponieważ okazały się klasycznie bankietowe. Jeśli ktoś nigdy nie jadł kultowej w PRL-u wuzetki, to Wars podaje mu ją na tacy. Obsługa nie narzucała się swoją obecnością, a panie za ladą częstowały nas nie tylko jedzeniem, ale także uśmiechem.
Najważniejsze, że rachunek za całość dawał poczucie obfitości. Za dwudaniowy obiad z kompotem i deserem zapłaciłyśmy piękne i okrągłe 80 złotych. Dlatego serdecznie polecam wizytę w Kantynie wszystkim, którzy chcą poczuć klimat zakładowej stołówki i zaoszczędzić na jedzeniu na mieście.