Zjadłam obiad pod Zakopanem. Cena to jedno, ale smak totalnie mnie zaskoczył
Wakacyjne wojaże sprzyjają wydawaniu pieniędzy. Jeść coś trzeba, ale za obiad w turystycznych miejscowościach można słono zapłacić. Czasem wystarczy odjechać kilka kilometrów od największych atrakcji, by zaoszczędzić kilka złotych.
Wakacje w Polsce to przede wszystkim Bałtyk i góry. Nad polskim morzem skusić się można na rybę, a niektóre smażalnie poleca sam Robert Makłowicz. Kuchnia podhalańska jest zdecydowanie cięższa, bo i same wędrówki malowniczymi szlakami potrafią wyciągnąć z nas sporo sił, a przy tym wiele kalorii. Największą popularnością cieszy się oczywiście Zakopane, które rokrocznie odwiedza kilka milionów turystów.
Widać to nie tylko w gęstym tłumie na Krupówkach, ale również w cennikach. Noclegi potrafią kosztować majątek, a za obiad w centrum miasta zapłacić trzeba małą fortunę. Niestety nie zawsze wysoka cena świadczy o dobrej jakości i smaku, bywa też, że jest oznaką pazerności lokalnych restauratorów.
Nie oznacza to jednak, że urlop w górach musi być okupiony łzami i nadszarpniętym funduszem. Czasem wystarczy nieco się rozejrzeć lub wsiąść w samochód i odjechać kilka kilometrów dalej. Ja postawiłam na znajdującą się nieopodal Zakopanego wieś Dzianisz i znajdującą się tam karczmę "Biały Krokus".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tradycyjne moskole z bryndzą. Przepis na podhalański przysmak
Paragonu grozy nie ma
Już na pierwszy rzut oka widać, że jesteśmy w górach. Jest dużo drewna, zieleni i otwartej przestrzeni. Idealne miejsce, by uciec od zgiełku miasta czy tłumu w Zakopanem. Jest gdzie zaparkować, jest też gdzie usiąść i odpocząć.
Menu to mieszanka góralskich smaków z tradycyjną polską kuchnią. Można skusić się na rydze na maśle (28 zł), oscypki z grilla (22 zł), kwaśnicę z żeberkiem z domowej wędzarni (22 zł) czy zupę bryndzową z hałuskami (25 zł). Na większy głód sprawdzi się schabowy z kością (42 zł), tatrzański pstrąg (56 zł) czy szynka w sosie kurkowym (48 zł).
Dla tych, którym nie w głowie oscypki i kotlety, jest również pizza. Ceny są naprawdę przystępne, w szczególności, gdy przed oczami mamy zdjęcia paragonów grozy. Unoszący się w lokalu aromat jedzenia jest obietnicą, że może być też smacznie.
Obiad dla dwóch osób na Podhalu
Na obiad zamawiam placek po zbójnicku z oscypkiem i kiszonym ogórkiem. Mój towarzysz wybiera pizzę z kurczakiem, dobierając do niej sos czosnkowy. Do tego napój gazowany. Tłumów w środku nie ma, tak naprawdę sezon dopiero nabiera tempa, więc zamówienie szybko pojawia się na stole.
Porcja jest co najmniej solidna, ale na nic rozmiar, jeśli byłoby to niesmaczne. Biorę pierwszy kęs i wpadam w zachwyt. Szarpana wieprzowina rozpływa się w ustach, jest dobrze wypieczona i delikatna. Placek jest chrupki na brzegach, oscypek przyjemnie słony, a kiszone ogórki smakują tak, jakbym właśnie wyjęła je ze słoika u babci. Głód po zejściu ze szlaku na pewno przyczynia się do lepszego odbioru, ale to danie jest naprawdę udane. Domowe, świeże, smaczne i zdecydowanie sycące, bo zjedzenie całej porcji, hojnie obdarzonej mięsem, jest niemałym wyzwaniem. Mój towarzysz pizzę również chwali, chociaż oczywiście daleko jej do włoskiej.
Ceny dań znałam oczywiście w momencie zamawiania, więc wysokość paragonu nie była zaskoczeniem. Placek to 45 zł, pizza 38 zł, napój kolejne 7 zł, a dodatek sosu czosnkowego to dopłata 4 zł. W sumie za obiad dla dwóch osób zapłaciłam 94 zł. Czy da się taniej? Na pewno tak. Czy da się smaczniej? Być może. Wciąż jednak jak na warunki Zakopanego i okolic jest przynajmniej dobrze. A jeśli do tego dorzucimy solidne porcje i dobry smak, to niecałe sto złotych za obiad nie wydaje się być tak szokujące.