Ekspertka ostro o menu dla dzieci w restauracjach. Takie produkty nie nadają się dla najmłodszych
Kiedy dorośli idą do restauracji, oczekują komfortu i dobrego jedzenia. Dzieci też mają swoje potrzeby, ale niestety, menu dziecięce w restauracjach rzadko im naprawdę służy. Ekspertka nie szczędzi słów na ten temat.
Frytki, nuggetsy i słodka pomidorowa to najczęstszy zestaw, który restauratorzy serwują najmłodszym. Problem w tym, że to nie tylko kulinarna nuda, ale też sposób na utrwalenie kiepskich nawyków żywieniowych. Ekspertka kulinarna Agata Gwiazdowska w rozmowie z haps.pl nie przebiera w słowach:
"Menu dziecięce w restauracjach narzuca dziecku wąski horyzont, a rodziców utwierdza w przekonaniu, że dziecko i tak niczego innego nie zje".
Jej zdaniem dzieci są w stanie zjeść to samo co dorośli, jeśli tylko damy im szansę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Hot dogi z sałatką i obłędnymi sosami. Po prostu palce lizać!
Menu dziecięce w restauracjach to wręcz kulinarna porażka
Rodzice chcą świętego spokoju. Jeśli dziecko ma być najedzone, a restauracja to nie miejsce na eksperymenty, wybór często pada na "pewniaki": frytki, nuggetsy, naleśniki na słodko. Problem w tym, że te dania są najprostsze i przetworzone. Dziecko traktowane jest jak klient drugiej kategorii, któremu wystarczy chrupiąca panierka i trochę ketchupu. Bo przecież dziecko nic innego nie zje, prawda?
Zdaniem Gwiazdowskiej, to my, dorośli, musimy zrobić pierwszy krok. W restauracji warto zamówić dziecku po prostu mniejszą porcję dania z karty głównej. Pieczony kurczak, ryba z ziemniakami i surówką z kiszonej kapusty? Czemu nie? Pierogi z mięsem czy pielmieni w restauracji ukraińskiej? Tym bardziej. Jeśli dziecko je to samo co my, zbuduje się jego smakowa otwartość, a nie przywiązanie do dań "dla dzieci".
Domowy obiad kontra menu dziecięce w restauracjach
Zamiast narzekać na menu dziecięce w restauracjach, warto postawić na dobrą kuchnię w domu. I nie chodzi o godzinne gotowanie, bo wystarczy przemyśleć sposób podania. Kluczem jest zaangażowanie dziecka i zabawa w komponowanie talerza. Warzywa można pokroić w słupki, serwować w miseczkach, pozwolić dziecku samemu nakładać. Zupa krem przyjmie każde warzywo, nawet to znienawidzone. Można ją podać z grzankami, które dziecko samo wrzuci.
Dobrym patentem są też domowe warzywne muffiny, np. z cukinii czy dyni, albo naleśniki z buraków z białym serem. Kiedy danie wygląda ciekawie i kolorowo, dzieci same po nie sięgają. A jeśli mimo wszystko wybiorą klasykę, np. makaron, to warto podmienić go częściowo na razowy albo przemycić warzywa do sosu.
Słodycze? Tak, ale niech to będzie wyjątek, a nie dieta
Ekspertka nie jest przeciwniczką słodkości, ale tylko pod warunkiem, że są kontrolowane. Domowe wypieki, ciasta robione wspólnie z dzieckiem, dobre lody od rzemieślnika: to wszystko jest w porządku, o ile nie zastępuje obiadu i nie pojawia się kilka razy dziennie. Najgorsze są gotowe słodycze z syropem glukozowo-fruktozowym i barwnikami, te warto wyrzucić z diety na dobre. Więc dawanie dziecku kinderków, batoników i ciasteczek, a zwłaszcza kilka razy w tygodniu lub codziennie, nie jest zbyt dobrym pomysłem.
Zamiast zakazywać, lepiej edukować. Pokazać dziecku różnicę między batonikiem z automatu a ciastem, które zrobiło samo z rodzicem. I pozwolić zjeść coś słodkiego na urodzinach, bez stresu. Słodki smak dziecko zna już od urodzenia, bo tak smakuje mleko matki lub mleko modyfikowane.
Przy rozszerzaniu diety i dalszych poczynaniach kulinarnych warto najpierw zapoznać dziecko ze smakami wytrawnymi, a słodkie (na przykład owoce) zostawić na później. Do pierwszego roku życia w diecie dziecka nie powinno być jednak dodatkowej soli, cukru, soków, herbatek, miodu, grzybów leśnych, produktów mlecznych niepasteryzowanych, surowych mięs i jajek. To bardzo krótka lista, która jest niewielkim ograniczeniem, bo z reszty dostępnych produktów jesteś w stanie wyczarować przepyszny obiad dla dziecka.