Kiedyś konserwy, a dziś aeropress i jajecznica jak z restauracji. Polacy na nowo odkrywają kempingi
Chociaż wiele osób decyduje się na wakacje w hotelu z pełnym wyżywieniem albo chociaż ze śniadaniem, właściciele kempingów nie narzekają na brak klientów. Częstymi gośćmi są osoby, które objeżdżają Europę kamperem lub z przyczepką kempingową. Kempingi przeżywają oblężenie w czasie letnich festiwali, które w Polsce rozkładają się na całe lato. Jak się na nich gotuje i co ląduje na talerzach? Sprawdziłam podczas letnich wyjazdów.
Mamy połowę lat 20. XXI wieku. Możliwość spędzania wakacji jest wręcz nieograniczona. Wczasy all inclusive można wykupić za mniejszą kwotę niż miesięczna wypłata, nawet przy minimalnej krajowej. Zupełnie inaczej wyglądało to 30–40 lat temu, wtedy wyjazd do Bułgarii z zapasem wałówki pod namiot to było coś.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jedzenie na kempingu - Polacy znowu to pokochali
Wakacje z namiotem w latach 80. i 90.
Pan Sławek, kolega mojego taty, całą swoją młodość spędził pod namiotem. Co roku razem wyjeżdżali na Mazury – pływali na żaglówkach i spali pod namiotami. Czasem dłużej zatrzymywali się w jednym miejscu, innym razem tylko na jedną noc.
– Były wydzielone pola namiotowe, ale zazwyczaj bez sanitariatów i chyba nie były płatne albo kosztowały grosze. Rzadko z nich korzystaliśmy. Tam, gdzie pojechaliśmy, to się rozbijaliśmy. Wszędzie można było się rozbić na dziko. Kąpaliśmy się w jeziorze. Wychodki były zbite z drewna – wspomina w rozmowie ze mną.
Największą trudnością był brak zaplecza sanitarnego. Nie było wody pitnej, nie mówiąc już o ciepłym prysznicu, ale wiele osób traktowało to jako drobną niedogodność. Radzono sobie w różny sposób. Często w pobliżu kempingów była studnia lub hydrant z wodą, którą uznawano za zdatną do picia. Nieraz udawano się do prywatnych domów, aby uzupełnić baniaki. Ostrożniejsi pili tylko przegotowaną wodę.
Przegląd kuchenek turystycznych
W latach 80. podczas wakacji pod namiotem gotowało się na benzynowych kuchenkach turystycznych, które nie były wygodne w użyciu. Dopiero w latach 90. nastąpił przełom, kiedy Polska otworzyła się na wolny rynek. Kempingowicze mogli zaopatrzyć się w kuchenkę gazową. Na początku była ona całkiem sporych rozmiarów, ale z czasem pojawiły się coraz bardziej praktyczne kuchenki, które można było spakować do plecaka.
Obecnie na kempingach popularna jest kuchenka na gaz do zapalniczek:
– Taką kuchenkę można kupić w markecie za 50 złotych. Z prawej strony jest miejsce na gaz. Są dostępne z jednym lub dwoma palnikami. Bez problemu można zagotować wodę, usmażyć jajecznicę i ugotować makaron – mówi mój sąsiad z kempingu na Mazurach.
Ania i Mikołaj – znajomi, z którymi kempingowałam w Katowicach – wrócili do takiej formy spędzania wakacji w zeszłym roku. Również zaopatrzyli się w kuchenkę na gaz do zapalniczek, ale teraz już jej nie używają. Tuż przed urlopem kupili przyczepę kempingową, w której jest całe wyposażenie – kuchenka, lodówka, zlew z ciepłą wodą. Jest opcja przełączenia zasilania z gazowego na elektryczne w momencie, gdy przyczepa jest podłączona do skrzynki z prądem na kempingu. Podczas drogi lodówka ładuje się od akumulatora w samochodzie.
Od przysmaku śniadaniowego po pasztet wegański
Dziewczyna, którą spotkałam na kempingu nad jeziorem Świętajno, stwierdza, że jak dla niej to przez ostatnie 30 lat nic się nie zmieniło. Wcześniej jadła kanapki z pasztetem i ogórkiem kiszonym i teraz też je kanapki z pasztetem, tylko że wegańskim. Do tego w koszu znajdują się świeże owoce, a kawa parzy się w turystycznym aeropressie.
Nikt nie musi martwić się o jedzenie, bo jest dostępne w markecie lub sklepie w zasięgu kilku kilometrów od kempingu. Często również na terenie pola namiotowego znajduje się bar, w którym można zamówić jedzenie. Zupełnie inaczej wyglądało to w latach 80.
– Trzeba było kombinować. Na trzy miesiące przed wyjazdem zbierało się konserwy, bo nie można było od razu dostać większej ilości. Mięso było na kartki – 2,5 kg dla umysłowych i 4 kg dla fizycznych. Kawa nie była łatwo dostępna, więc piło się herbatę albo kawę zbożową. Dopiero po 2000 roku zabierało się kawiarkę – wspomina pan Sławek.
Dostępne były konserwy rybne, paprykarz i pasztet. Jak ktoś się dobrze urządził, to dostał przysmak śniadaniowy, czyli konserwę turystyczną.
– W sklepach można było dostać dwa czy trzy gotowe słoiki z obiadami: klopsiki w sosie pomidorowym albo kasza gryczana z mięsem. Czasem gotowaliśmy na ognisku. Stawiało się dwie cegły i na tym garnek. Na śniadanie i kolację jedliśmy konserwy, najczęściej paprykarz, pasztet kielecki i serki topione – wymienia pan Sławek.
Na kempingach we Francji codziennie świeże croissanty
Ania i Mikołaj, znajomi z kempingu w Katowicach, wspominają inne podobne miejsca w Europie. Są zachwyceni kempingiem w północnej Francji, gdzie codziennie można było kupić świeże pieczywo, warzywa, owoce i sery od lokalnych dostawców. Przyjeżdżali na kemping, rozstawiali swoje produkty i sprzedawali w niezawyżonych cenach:
– Rano poszłam z psami na spacer i zobaczyłam, że były rozstawione stragany lokalnych sprzedawców. Było tam pieczywo, sery, wędliny, owoce i warzywa. Każdy miał swoje osobne stoisko i można było kupić wiele lokalnych wyrobów, na przykład sery francuskie. Jak porównywaliśmy ceny, to one kosztowały mniej więcej tyle, co w supermarkecie. Pamiętam, że był taki ser w kształcie serduszka, typowy dla tego regionu, to ten z supermarketu miał o wiele mniej intensywny smak niż właśnie ten, który kupiliśmy na kempingu – opowiada Ania.
We Francji, nie na samych kempingach, ale w wielu małych miejscowościach, przez które przejeżdżali, były też bagietkomaty. Zamówienia na świeże pieczywo można było składać również na niemieckich kempingach – tam najczęściej były dostępne takie miękkie bułeczki śniadaniowe. Pieczywo rozwożono z samego rana. Jak ktoś miał rozstawiony stolik, to zostawiano na stoliku. W innych przypadkach w pobliżu namiotu albo na dachu samochodu.
– Na polskim kempingu też spotkało nas coś podobnego. Byliśmy wtedy we Frydmanie i tam rano chodziły panie góralki, które sprzedawały twarożek ze śmietanką – 15 złotych za taki mały papierowy kubeczek i oscypki. Pieczywa nie było, ale były serki na śniadanie – wspomina Ania.
Mikołaj skusił się na oscypka, bo pani była bardzo przekonującą handlarką. Koleżanka kupiła twarożek. W sklepie na kempingu można było kupić podstawowe produkty spożywcze i zabawki dla dzieci, ale – jak stwierdza Ania – były to produkty gorszej jakości i w wyższych cenach niż w marketach. Nie korzystali też z oferty gastronomicznej, ponieważ w barze dostępne były tylko frytki, smażona ryba, kotlety i pizza. Woleli przygotować coś zdrowszego na swojej kuchence w przyczepie.
Kto teraz jeździ na kempingi?
Na kempingach sporą grupę stanowią osoby w wieku 30–40 lat. Jako kolejne pokolenie biorą namiot, przyczepę, psy i dzieciaki. Chcą uciec od miasta, zwolnić tempo i cieszyć się kontaktem z naturą. Podczas festiwali muzycznych średnia wieku spada, więcej jest licealistów i studentów. Ale wtedy nie trzeba się martwić o jedzenie, ponieważ rozstawiają się food trucki z szeroką ofertą potraw wegetariańskich. Z kolei osoby ze starszego pokolenia nie chcą już wracać do survivalu, wybierają wczasy all inclusive, gdzie w końcu mogą odpocząć, również od gotowania.