Pistacjowa przesada i dubajski miraż. Dlaczego nie będziemy tęsknić za tą modą
Była wszędzie: w pączkach, lodach, croissantach, batonach, kremach i tabliczkach czekolady. Pistacja - najlepiej w duecie z tak zwaną dubajską czekoladą - stała się symbolem kulinarnego trendu, który z eleganckiej ciekawostki zamienił się w męczący obowiązek. I choć fani wciąż biją brawo, coraz więcej osób czuje ulgę na myśl, że ten etap może się wreszcie kończyć.
Moda w jedzeniu nie jest niczym nowym. Była matcha, były jagody goji, był ramen w wersji roślinnej i trufla dodawana do wszystkiego, co miało choć cień ambicji premium. Pistacja i dubajska czekolada wpisują się w ten sam schemat: produkt o realnych walorach, który — podkręcony marketingiem — został wyeksploatowany do granic absurdu. Problem nie leży w smaku. Problem leży w przesycie.
Dubajskie pączki zachwycają nadzieniem. Duża konkurencja dla marmolady i powideł
O co chodzi z modą na pistacje?
Pistacja przestała być składnikiem, a stała się deklaracją. Miała oznaczać luksus, jakość, "coś więcej". W praktyce bardzo szybko zaczęła oznaczać zielonkawy kolor, aromat przypominający marcepan i cenę, która nijak nie korespondowała z zawartością. Bo im bardziej pistacja była "wszędzie", tym rzadziej była naprawdę dobra. Zamiast orzechów - pasta. Zamiast głębi - cukier i barwnik. Gastronomia i cukiernictwo zafundowały nam festiwal skrótów, w którym liczyło się hasło, nie produkt. A przecież to właśnie lody pistacjowe wielu uważa za wyznacznik włoskich, dobrych lodów rzemieślniczych. Jeśli nie czuć pistacji, czuć małe oszustwo i drogę na skróty.
Dubai style, czyli złote a skromne
Dubajska czekolada to osobna historia, ale mechanizm ten sam. Egzotyka, złote skojarzenia, obietnica orientalnego luksusu. Tyle że za narracją często nie szła ani jakość kakao, ani oryginalność receptury. To był luksus oparty bardziej na opowieści niż na smaku. Branża spożywcza pokochała ten trend, bo był prosty do sprzedania: wystarczyło dodać słowo "dubajska", odrobinę pistacji i gotowe. Konsument miał poczuć się wyjątkowo, nawet jeśli jadł produkt masowy, powtarzalny i przewidywalny. Czy i my w Redakcji daliśmy się porwać temu trendowi? Tak, ale przy piątym pomyśle z "burzy mózgów" też powiedzieliśmy sobie stop na dubajskim schabowym, który swoją drogą smakował po prostu ciekawie i inaczej.
Trendy 2025 za czym nie będziemy tęsknić?
Dlatego nie będziemy za tym tęsknić. Nie za pistacją jako taką, nie za czekoladą, ale za epoką kulinarnego kopiuj-wklej. Za czasem, w którym półki i menu wyglądały jak wariacje na jeden temat, a kreatywność ustępowała miejsca algorytmowi trendów. Jedzenie, nawet to deserowe, zasługuje na więcej niż bycie chwilową modą z Instagrama. Zasługuje na autentyczność i sezonowość.
I jasne — jeśli ktoś kocha pistacje, wzrusza się na widok kremu pistacjowego i uważa dubajską czekoladę za swoje małe guilty pleasure, to jest to wybór absolutnie niepodważalny. Smak pozostaje sprawą osobistą. Ten tekst nie jest aktem oskarżenia wobec miłośników, tylko krytyką zjawiska. Bo trendy przychodzą i odchodzą, a najlepsze rzeczy w gastronomii zwykle dzieją się wtedy, gdy przestajemy gonić za tym, co "wszędzie", i wracamy do tego, co naprawdę dobre. A co smacznego i ponadczasowego zostanie nam z tego roku do zajadania w przyszłym? Czekamy na wasze opinie, bo trendy 2026 już za rogiem!