Przez tydzień nie jadłam mięsa. Nie takich efektów się spodziewałam
Nie cichną głosy, które mówią, że mięso jest najważniejszym składnikiem naszej diety. Na szczęście składniki odżywcze możemy pobierać też z innych produktów spożywczych, które są łatwo dostępne. Ograniczenie jedzenia mięsa nie powinno być jednak wielkim wyczynem. Dlatego ja, fanka kebabów z kurczakiem i pizzy hawajskiej, postanowiłam przeżyć wegetariański tydzień. Jak mi poszło?
23.09.2023 13:24
Uwielbiam testować różne diety, produkty i sprawdzać, jak mój organizm zareaguje. Toteż, gdy padł pomysł tygodnia bez mięsa, byłam wręcz zachwycona. Kocham praktycznie wszystkie zamienniki tego produktu (seitan robię sama), więc wyzwanie to nie było dla mnie zbyt trudne. W mojej diecie przeważały głównie warzywa, ale czasem pozwoliłam sobie też na jajka. Nabiału nie tykałam, gdyż od jakiegoś czasu sięgam tylko po napoje i jogurty roślinne. Zrezygnowałam również z ryb.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeśli mam być szczera, to przejście przez ten tydzień nie było dla mnie zbyt wielkim wyzwaniem. Pewnie dlatego, że mięso nie jest ważnym składnikiem mojej diety, ale często się w niej pojawia. Zauważyłam kilka efektów, które nie były jednak bardzo spektakularne.
Przez tydzień nie jadłam mięsa. Nie było to wcale trudne
Nie znam innej osoby w swoim otoczeniu, która przetestowałaby tyle najróżniejszych diet i jadłospisów. Miałam nawet niechlubny epizod z dietą baletnicy i ABC (jeśli wam życie i zdrowie miłe - nawet nie próbujcie). Teraz staram się przede wszystkim słuchać siebie i swoich potrzeb. Jeśli moje ciało potrzebuje mięsa, dostaje mięso. Jeśli woli coś wege, przygotowuje posiłki wegańskie lub wegetariańskie. Czasem jednak zdarza mi się sprawdzić, jak rezygnacja z niektórych produktów wpłynie na mój organizm. Tym razem padło na mięso. Szczerze, rezygnacja ze słodyczy była o wiele trudniejsza.
Jak sprawdziła się u mnie dieta wegetariańska i jak się na niej czułam? Otóż różnice w samopoczuciu były niewielkie. Z kolei kulinarne praktycznie żadne - używałam podobnych przypraw, więc smaki bardzo się od siebie nie różniły.
Podstawą mojej diety były zamienniki mięsa, głównie seitan, tofu i kotlety z ciecierzycy. Do tego często jadłam ziemniaki (głównie w formie pieczonej), kaszę oraz warzywa (na przykład pomidory i brokuły). Nie zapomniałam o owocach, a szczególnie o pełnych potasu bananach, borówkach oraz figach. Oprócz tego sięgałam po napoje roślinne, jogurty oraz odżywkę białkową. W menu pojawiły się też jajka.
Efekty mnie nie powaliły
Mięsa w ogóle mi nie brakowało. Przez te kilka dni mogłoby dla mnie nie istnieć. Nie czułam, że jest coś nie tak. Wręcz przeciwnie — byłam pełna energii, co często się nie zdarza. Miałam też uczucie sytości i spokoju.
Chociaż nie liczyłam kalorii, to najprawdopodobniej dostarczyłam ich sobie mniej niż normalnie. Produkty wegetariańskie zazwyczaj są mniej kaloryczne, a warzywa mocno sycą, więc trudno zjeść ogromną porcję. To z kolei sprawiło, że jednak momentami było mi zimno (przy dość wysokiej temperaturze). Co więcej, chociaż w ciągu dnia miałam dużo energii, to wieczorem wszystko ze mnie ulatywało i potrafiłam iść spać już po 21.
Mam również wrażenie, że nieco schudłam (przynajmniej tak mi się wydaje, bo ubrania zrobiły się trochę luźniejsze), nie miałam też problemów ze wzdęciami, więc brzuch dzięki temu był płaski. To oceniam na plus.
Co jadłam? W czasie śniadania sięgałam głównie po jogurty, owsiankę z różnymi dodatkami oraz lekką jajecznicę. Zdarzyła się też szakszuka. Kolacja również nie była wyczynem, gdyż serwowałam jakąś sałatkę lub kanapki. Obiady wyglądały następująco:
- grillowane pikantne tofu z warzywami,
- seitan z warzywami,
- wegetariański gulasz z seitanem,
- kotlety z ciecierzycy z kaszą i surówką,
- dwa razy w tygodniu miałam pieczone ziemniaczki,
- kopytka ziemniaczane z bułką tartą.
Jak wszystko wyglądało cenowo?
W mojej opinii nie było zbyt wielkich różnic. Nie wykorzystywałam drogich produktów. Na przykład seitan robię z mąki, a tofu jest niewiele droższe od kurczaka. Warzywa zaś goszczą w moim domu codziennie. W restauracjach w tym czasie nie jadłam, niczego też nie zamawiałam. Przeglądałam jednak ofertę lokalnej kebabowni i wersja wegetariańska dania jest tańsza niż mięsna.