Poszłam na obiad do kultowego baru mlecznego. Na paragon patrzyłam z niedowierzaniem
Przekroczenie progu baru mlecznego w Nowej Hucie to jak podróż w czasie. Wnętrza są jak żywcem wydarte z filmu "Miś" Stanisława Barei, ale peerelowski klimat to jeden z plusów tego miejsca. Kolejnymi są domowy charakter serwowanych tam potraw i rzecz jasna - ceny. W "Centralnym" ciepły posiłek zjemy, mając w kieszeni... 2,5 zł. Za 10 zł można już szaleć do woli.
02.09.2023 | aktual.: 23.09.2023 13:51
Bar mleczny "Centralny" obok takich jak "Północny", "Bieńczyce" i "Szkolny" stanowi żywy pomnik historii PRL-u. Wszystkie cztery lokale zrzeszone są pod szyldem PSS "Społem" i działają od dziesiątek lat. "Centralny" (zlokalizowany na os. Centrum C 1) jest najstarszym z nich i był też pierwszym barem mlecznym w Nowej Hucie. Na ulicach mówi się, że pierogi smakują tam tak samo, jak w '56, kiedy lokal otworzył podwoje dla klientów. Sprawdziłam, co dzisiaj można zjeść i za ile w jednym z najbardziej kultowych miejsc w Krakowie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bar mleczny "Centralny" w Nowej Hucie. Nie tylko jadłodajnia
Wnętrze "Centralnego" jest spore (to niegdysiejsza stołówka nowohuckich robotników), ale znajdziemy tam jedynie stoły, krzesła, lampy uczepione wysokiego sufitu i kilka czarno-białych obrazów rzucających się w oczy od razu po wejściu do lokalu. Skromnie, ale większość bywalców "Centralnego" powie, że o taki klimat teraz bardzo trudno. Sama kiedyś spotkałam się z określeniem, że wnętrza w barach mlecznych "Społem" nie są stylizowane na PRL - one w PRL-u się zatrzymały.
Kolejki w "Centralnym" obsługiwane są w tak ekspresowym tempie, że w mgnieniu oka z samego ogona, wystającego już prawie za lokal, znalazłam się przy okienku. Stoi za tym dobrze opracowany, sprawny system obsługi. Klient w pierwszym okienku zamawia wybrane pozycje, a po chwili pełne talerze lądują przed jego nosem. Następnie sprawnym ruchem przesuwa tackę z zamówieniem do kolejnego okienka, gdzie inna już osoba nabija całość na paragon.
Kolejne wyzwanie - znalezienie miejsca. W barze "Centralnym" pojawiłam się w porze obiadowej - po godzinie 13. Myślę, że byłam ostatnią osobą z tej części kolejki, której udało się wtedy znaleźć wolne krzesło i miejsce przy stole. Uspokajam jednak - rotacja klientów w "Centralnym" jest tak duża, że co chwilę zwalniają się miejsca dla kolejnych osób.
W "Centralnym" obiad na każdą kieszeń
Wystarczy dosłownie trochę drobnych, by w barze mlecznym "Centralny" zjeść coś ciepłego. Najtańszą pozycją w menu jest porcja ryżu z jabłkami i kosztuje dokładnie... 2,52 zł (!). Za 2,96 zł dostaniemy talerz fasoli z masłem, a za 3,30 zł barszczyk czerwony solo. Najdroższymi pozycjami są te mięsne. Zraziki w sosie pomidorowym z ziemniakami kosztują 13,26 zł, tylko 3 zł więcej trzeba zapłacić za mielonego w zestawie z kapustą zasmażaną i ziemniakami, a 20,32 zł kosztuje schabowy z takimi samymi dodatkami.
Ceny dań mięsnych (w barach korzystających z państwowych dotacji) znacznie różnią się od cen pozostałych potraw w menu z prostej przyczyny - mięso nie jest dotowane. Lista produktów, które obejmuje dofinansowanie, liczy niespełna 100 pozycji - to przyprawy, oleje, masło i śmietany, wybrane owoce i warzywa oraz produkty mączne i kasze. Dlatego też żurek z jajkiem kosztuje 5 zł z hakiem, a żurek z kiełbasą - ponad 10 zł. Po prostu - na mięsa bary narzucają standardową marżę.
Zupa za 3 zł, drugie danie za 5 zł. Gdzie zjeść obiad za niespełna 10 zł w Krakowie?
W barze mlecznym "Centralny" kupimy dwudaniowy obiad nawet przy mocno okrojonym budżecie. Za 5 zł (!) dostaniemy zestaw składający się ze wspomnianego ryżu z jabłkami i kapuśniaku z kiszonej kapusty z ziemniakami (2,52 zł + 3,38 zł). Natomiast mając 10 zł, można naprawdę zaszaleć i przy skrupulatnym rozplanowaniu menu wystarczy nawet na kompot. Ja postawiłam na zupę jarzynową z lanym ciastem (konkretna porcja - 480 gramów) za 3,57 zł i naleśniki z serem, śmietaną i cukrem za 5,97 zł (250 gramów). Za wszystko zapłaciłam zaledwie 9,54 zł.
Jarzynowa przygotowana była ze standardowego bukietu mrożonych warzyw i - co warto podkreślić - w zupie pływało ich naprawdę sporo, a w połączeniu z kluskami danie staje się sycące. Całość była mocno zabielona śmietaną (dla mnie na plus, ale nie polecam osobom, które mają skłonności do rewolucji żołądkowych po nabiale). Ogólnie jarzynówka, jak to jarzynówka - smaczna, prosta, lekko słodka, deczko za słona. Co jednak muszę podkreślić, to fakt, że taka cena za taką porcję takiej zupy, to jak za darmo.
Naleśniki - bomba! Mogłabym je jeść i na śniadanie, i na obiad, i na kolację. W cienkie, elastyczne placki zawinięty był lekko słodki twarożek. Całość została podpieczona (lub podsmażona), przez co naleśniki stały się przyjemnie chrupiące. Wierzch pokryto pierzynką z sera twarogowego, śmietany i cukru. To danie nie tylko dobrze smakuje, ale i uszczęśliwia, przypomina babciną kuchnię, w której wszystkiego było "od serca".
Adekwatność smaku, wielkości potraw i ich jakości do cen jest nie do opisania. Właśnie dlatego takie miejsca są potrzebne. Nie można o nich zapominać i uznawać je za relikt przeszłości. Poza tym, że są ostoją tradycyjnej domowej kuchni, spełniają też ważną funkcję społeczną - nakarmią każdego, niezależnie od statusu społecznego i zasobności portfela.
Karina Czernik, dziennikarka Wirtualnej Polski