W barze mlecznym spróbowałam kultowego kotleta z PRL-u. Cena i smak nie pozostawiały złudzeń
Ten kotlet dla wielu osób jest reliktem przeszłości, ale w barach mlecznych wciąż cieszy się sporą popularnością. Postanowiłam wrócić wspomnieniami do dania z kuchni mojej mamy i babci.
Bary mleczne to mekka dla osób spragnionych domowych smaków i turystów, którzy podczas wakacji szukają sposobu na to, by rodzinny obiad nie kosztował fortuny. Gdański bar mleczny "Jaros" spełnia wszystkie wymogi, jakie stawia się przed tego typu lokalem: jest domowo, smacznie i niedrogo. Podczas jednej z wizyt w oko wpadł mi stek z cebulą, który okazał się być naszym starym, dobrym bryzolem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chrupiąca surówka z ogórków małosolnych. Idealna na lato
Bryzol jak z PRL
Kiedyś bryzole znaleźć można było niemal w każdym barze mlecznym, a i w bardziej eleganckich lokalach lądował nieraz na liście dań mięsnych. Pod tą nazwą skrywa się kotlet przygotowywany z grubo mielonej lub siekanej wołowiny albo wieprzowiny. Po usmażeniu na górze kotleta lądowała porcja podsmażonej cebulki, wzbogaconej często także o pieczarki. Do tego standardowe dodatki, jak ziemniaki i surówka.
Często bywa mylony z rumsztykiem. Na pierwszy rzut oka wyglądają bardzo podobnie, ale różnią się składem. Rumsztyk jest bowiem daniem dość eleganckim i drogim, bo powstaje jedynie z wołowiny. Bryzol był (i jest) znacznie przystępniejszy cenowo dzięki mieszance dwóch rodzajów mięs albo po prostu używaniu samej wieprzowiny. Dlatego właśnie stał się jedną z flagowych potraw barów mlecznych.
Spróbowałam bryzolu z baru mlecznego
Kiedy w gdańskim "Jarosie" w jednym z zestawów dostrzegłam bryzol, bez wahania zamówiłam go na obiad. Jak na bar mleczny przystało, zamówienie od razu pojawiło się na mojej tacy. Za zestaw ze stekiem, ziemniakami i zupą (wymienną na kompot) zapłacić trzeba 22 zł. To cena co najmniej atrakcyjna, w szczególności, gdy za zwykłą zapiekankę nad morzem zapłacić trzeba nawet 30 zł.
Okazuje się, że smak tutaj przegonił cenę. Mięso było zrobione po prostu idealnie — odpowiednio wysmażone, ale wciąż soczyste. Do tego karmelizowana cebulka, przy której jedyny zarzutem może być to, że mogłoby być jej więcej.
Pozostałe dania w barze mlecznym również były bez zarzutu. Kotlet drobiowy i naleśniki przypadły do gustu nawet najmłodszym gościom, a i do jedzenia świeżych, chrupiących surówek nikogo nie trzeba było zachęcać.
Bryzol lub stek z cebulą to danie, które otwiera w głowie szufladkę ze wspomnieniami. Dla jednych będzie to wizyta w stołówce pracowniczej, inni z rozrzewnieniem wspominać będą czasy swojej młodości i wizyty w barach mlecznych, które w PRL rosły jak grzyby po deszczu. Warto wrócić do tych smaków w szczególności, gdy przy okazji nie wydrenują one portfela.