Oto co ląduje w hot dogach. Pracownica stacji benzynowej ujawnia szczegóły
Hot dog ze stacji benzynowej to dla wielu obowiązkowy punkt każdej trasy. Ale czy wiesz, co naprawdę ląduje w tej bułce? Pracownica jednej ze znanych stacji paliw zdradziła kulisy powstawania kultowej przekąski.
Znasz ten moment: jedziesz w trasie, żołądek burczy, a stacja benzynowa kusi zapachem ciepłych bułek? Hot dog wydaje się szybkim i bezpiecznym wyborem. Ale czy naprawdę wiesz, jak wygląda produkcja tego klasyka podróży? Portal kobieta.gazeta.pl zapytał o to Martę, pracownicę jednej z popularnych sieci stacji paliw. Jej odpowiedzi rzucają zupełnie inne światło na to, co wiele osób je w drodze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pierogi z botwinką i serem feta
Hot dog nie jest jedyną pozycją w menu
Robisz się głodny w trasie, więc zajeżdżasz na stację benzynową. Patrzysz na menu, a tam roi się od najróżniejszych fast foodów. Po głowie chodzi ci hot dog, a parówka dosłownie woła do ciebie "zjedz mnie" z rollera. Wybierasz sos, dokupujesz kawę i lecisz szybko do samochodu. Czy chociaż raz zastanowiłeś się nad tym, co zjadasz? Co dzieje się z jedzeniem, zanim trafi do twoich rąk? Jeśli nie, to siadaj wygodnie, bo mam dla ciebie kilka informacji. O tym, jak wygląda sprawa kateringu na stacji benzynowej opowiedziała pracownica jednej z nich. Jest trochę porządku, trochę fuszerki, trochę niespodzianek.
Burger z rukolą, parówka z szynki, bagietka z hummusem czy wege wrap – oferta jedzeniowa na stacjach benzynowych już dawno wyjechała poza królestwo smutnego hot doga z keczupem. Ale zanim wrzucisz to wszystko do ust, warto wiedzieć, jak to naprawdę działa.
- Nie powiedziałabym, że te produkty są złe jakościowo. Składy naprawdę wyglądają dobrze. Sieć stawia na dużą zawartość mięsa w parówkach i burgerach - twierdzi Marta w rozmowie z serwisem kobieta.gazeta.pl.
Czy hot dog ze stacji benzynowej to dobry wybór?
Pracownica zdradziła, że najwięcej mięsa znajduje się w parówkach z szynki. Klienci jednak najczęściej rzucają się na burgera "konkret". Każde danie, każdy produkt ma swoje normy. Każda kiełbaska ma swój limit (może leżeć na rollerze maksymalnie 5 godzin). Potem leci do specjalnego wora, który odbiera firma zajmująca się utylizacją. Pracownicy nie mogą ich zabrać na wynos, nie da się tego "sprzedać po taniości". Regulamin jest sztywny.
A jak właściwie wygląda przygotowywanie jedzenia dla klienta? Najczęściej używa się półproduktów, jak gotowe kotlety, pieczywo, warzywa, sosy. Pracownicy rozmrażają mięso, kroją warzywa i wszystko składają w jedną całość. Każda parówka (nawet wegańska) ma swój program w piecu, ale zdarza się, że wychodzi zimna. Wtedy klient musi poczekać, bo hot dog nie będzie zbyt smaczny.
Jak wygląda praca na stacji benzynowej?
Zanim ktoś zacznie grzać parówki na stacji, musi mieć książeczkę sanepidowską, bez niej nie ma mowy o pracy z jedzeniem. Szkolenie? Nie ma żadnych kursów mistrzowskich, są za to tzw. manuale - kolorowe instrukcje ze zdjęciami i dokładną gramaturą składników. Nawet keczup i rukola mają swoją wagę.
Menadżerowie regularnie sprawdzają, czy wszystko się zgadza, a jak coś się nie zgadza, to wyciągają konsekwencje. Nowi uczą się od starszych stażem i mają ściągi przy kasie, żeby się nie pogubić. Gdy wchodzi nowy produkt, dostają grafikę z dokładnym przepisem. Jedzenie na stacji to nie domowy obiad, ale też nie jest totalna fuszerka - wszystko jest poukładane, kontrolowane i robione według procedur.