WAŻNE
TERAZ

Netanjahu wydał rozkaz: Natychmiastowe ataki na Strefę Gazy

Słodka zupa, która królowała w PRL-u kontra "nowy" kotlet. Ekspert punktuje dania

PRL mocno wpłynął na obecne zwyczaje Polaków – w końcu nie jest to średniowiecze, tylko kuchnia naszych rodziców i dziadków. Jednak prawda jest taka, że w czasach niedoboru trzeba było sobie radzić inaczej. O tym, co było smaczne, czasem przypadkowo, a co szczęśliwie minęło, chociaż nadal dla wielu osób jest koszmarem z przedszkola, rozmawiam z historykiem i dziennikarzem, Łukaszem Modelskim.

Warszawa 1974. Dzieci w przedszkolu podczas posiłkuWarszawa 1974. Dzieci w przedszkolu podczas posiłku
Źródło zdjęć: © PAP | Afa Pixx/Irena Komar
Anna Galuhn

Anna Galuhn: Od jakiego posiłku najczęściej zaczynał się dzień w PRL-u?

Łukasz Modelski, historyk i dziennikarz: Rzeczą najbardziej dostępną był biały ser – zarówno w czasach wcześniejszego, jak i trochę późniejszego PRL-u. Był to ser dość dobrej jakości, taki z prowincjonalnych spółdzielni mleczarskich, w których jednak zdarzało się dbać o jakość. Powiedziałbym, że królem śniadań – jedzonych przed pracą często na ceracie w kuchni przy dźwiękach Pierwszego Programu Polskiego Radia i sztandarowej audycji "Sygnały Dnia" – był chleb z białym serem, do którego często udało się dołożyć... chciałem powiedzieć konfiturę, ale częściej to był jednak dżem.

Nie było kanapek z żółtym serem?

Myślę, że na śniadanie często spożywano chleb biały z serem i pewnie dżem. Ale badając kuchnię PRL-u, opieramy się przecież nie zawsze na własnym doświadczeniu, tylko przede wszystkim na źródłach. One również to potwierdzają, choć mówią często także o tzw. serze żółtym. 

Otóż w 1981 roku latem w gdańskiej Hali Oliwii odbył się tzw. Przegląd Piosenki Prawdziwej. Było to w czasach karnawału Solidarności. W słynnym i jedynym w dziejach PRL-u takim festiwalu wystąpili wszyscy, którzy śpiewali i byli zaangażowani opozycyjnie. Mnóstwo ludzi się pojawiło: Jacek Kaczmarski, Jacek Kleyff, Antonina Krzysztoń – nie da się wymienić wszystkich. Jeden z wykonawców śpiewał piosenkę, której tekst brzmiał:

Twój ojciec, synku, nie jest supermanem,
beret i teczka to codzienny strój,
w teczce tej śniadanie, kromka chleba z serem,
nie jest supermanem synku, ojciec twój. 

Zatem kromka chleba z serem, tym razem żółtym, pojawiała się na drugie śniadanie – kawałek żółtego sera włożony między dwie kromki białego chleba. Kanapka była zawinięta w papier, który musiał być wytłuszczony od masła, ponieważ obficie smarowano chleb masłem lub margaryną. Margaryna była wtedy modna, dlatego że była oczywiście tańsza od masła i ona istniała też w oficjalnej propagandzie.

Dni Ziemi Wolińskiej – turniej w jedzeniu twarogu, 1971 r.
Dni Ziemi Wolińskiej – turniej w jedzeniu twarogu, 1971 r. © Narodowe Archiwum Cyfrowe

W jaki sposób zachęcano do jedzenia margaryny? 

Według oficjalnych mediów miała być zdrowsza i lepsza dla serca. Przeróżne rzeczy opowiadano o margarynie, więc jej używano. Znowu podam źródło, również poetyckie – Jacek Kleyff w bardzo słynnej piosence Telewizja używa słów: "jak smarować margaryną telewizja transmituje". Zatem kwestia przejścia z masła na margarynę była elementem starań centralnych.

Wędliny nie można było kupić?

Nie było z tym wcale tak źle w latach 60. i 70., ale lata 80. to już inna para kaloszy, bo wtedy wszystko się sypnęło. Niemniej wcześniej wędlina była dostępna i w każdym sklepie – co dzisiaj nie jest, a wtedy było standardem – była też krajalnica. Można więc było kupić wędlinę pokrojoną na bardzo cienkie plasterki. Była kosztowna, ale się pojawiała. W związku z tym, drugim komponentem śniadania, nie tak może częstym, jak biały ser, były kanapki z wędliną i nie jest to rzecz odosobniona.

Kiełbasa i nabiał w sklepie w Warszawie, 1979 r.
Kiełbasa i nabiał w sklepie w Warszawie, 1979 r. © Narodowe Archiwum Cyfrowe

Inne śniadaniowe hity?

Pamiętamy też o czymś, co szczęśliwie odeszło w przeszłość – ja uważam, że szczęśliwie, bo to było straszne – a mianowicie o zupie mlecznej. Zupa mleczna była bardzo powszechnym elementem śniadań. Jeśli udało ci się uniknąć jej w domu, dostawałeś ją w przedszkolu. Jednym słowem, ucieczka od zupy mlecznej była bardzo trudna.

Obowiązywało wówczas przekonanie, że mleko jest źródłem zdrowia, wapnia i wszystkiego dobrego. Słodka zupa, często z zacierkami, była bardzo rozpowszechnionym daniem, przede wszystkim w instytucjach związanych z ciemiężeniem dzieci, czyli w przedszkolach, żłobkach, podstawówkach, ale czasem też w domach. Dziś po zupach mlecznych właściwie nie ma śladu. Jeżeli już, to jada się płatki albo owsiankę.

Przejdźmy do obiadu. W książce "Rok w PRL. Codzienność na kartki" wspomina pan o schabowym.

Moim zdaniem kotlet schabowy jest nową, powojenną gwiazdą polskiej kuchni. Bardzo wcześnie zaimplementowaną, gdzieś pewnie na samym początku lat 50., może nawet w końcówce lat 40. – ze względu na taniość i powszechną dostępność, dlatego że świń produkowano w Polsce bardzo dużo. Również ze względu na prostotę wykonania schabowy stał się sztandarem polskiej kuchni.

Tymczasem jego pierwowzory, czyli cotoletta alla milanese z jednej strony, a Wiener Schnitzel z drugiej strony, są zupełnie innymi tworami. Przede wszystkim przygotowywane są one z innego mięsa i o co innego w nich chodzi – o suchość, cienkość, o to wszystko, czego nie ma w schabowym. Schabowy musi być mokry, panierka musi przylegać, nie może odłazić. Choć wiadomo, że na dobrą sprawę przecież powinna. W sznyclu wiedeńskim chodzi o coś przeciwnego. W każdym razie to jest taki idiom polskiej kuchni, który się pojawił po wojnie.

Czyli schabowy pojawił się dopiero w PRL-u?

Jest kilka ważnych książek kucharskich, przedwojennych, które ukształtowały polską kuchnię domową. Jedną z nich, bodaj najważniejszą, jest "Jak gotować" Marii Disslowej, która pisze o kotlecie ze schabu, ale jednak wygląda on trochę inaczej. Co więcej, jest to jeden z tysiąca czy dwóch tysięcy przepisów, w ogóle nieistotny dla jądra polskiej kuchni. Po prostu inne mięso się jadło i inne mięso przez stulecia było ważniejsze. Ważniejsza była wołowina czy cielęcina, zresztą słusznie – to są lepsze mięsa. Wieprzowina była mięsem dalszej kolejności.

Zatem jakie dania z kuchni przedwojennej przetrwały PRL?

W kuchni codziennej taką potrawą są na przykład zrazy wołowe albo cielęce. To jest danie z ogromną historią – możemy je znaleźć nawet kilkaset lat wstecz. Zrazy były obecne w kuchni przedwojennej i w moim domu też robiło się zrazy, także w PRL-u. To ciekawe, ale nawet przy wszystkich niedoborach produktowych nasi rodzice czy dziadkowie byli przyzwyczajeni do tego, że jedzenie musi być dobre. W związku z tym w PRL-u funkcjonowała instytucja tzw. baby z cielęciną. Były to przede wszystkim kobiety, które nosiły w teczkach czy siatach mięso cielęce. Było ono trudne do zdobycia, a właściwie niemożliwe w tak zwanym handlu uspołecznionym.

Na niesłabnącą potrzebę jedzenia cielęciny w społeczeństwie odpowiadano noszeniem jej po domach. I to jest niezwykłe, dlatego że właściwie każdy ją kupował. Była kosztowna, ale nie tak jak dzisiaj. Jadało się ją znacznie częściej.

Wystawa z owoców w sklepie spożywczym w Warszawie, 1979 r.
Wystawa z owoców w sklepie spożywczym w Warszawie, 1979 r. © Narodowe Archiwum Cyfrowe

Czy polski bigos ma równie długą tradycję?

Związek dzisiejszego bigosu z bigosem przedwojennym jest niezaprzeczalny, dlatego że przed wojną bigos był rzeczą powszechną. Natomiast w ciągu wcześniejszych stuleci nie był podawany w formie takiej, jaką znamy dzisiaj, czyli kapusty z mięsnymi dodatkami. Bigos, bigosek w kuchni staropolskiej – to było wszystko to, co siekane, i takie bigoski pojawiają się nawet w XVI wieku. Jest mnóstwo przepisów w starych książkach kucharskich na bigoski z mięsa lub ryby. Ten kapuściany jest pewnie XIX-wiecznym wymysłem, chociaż może nieco wcześniejszym. W "Panu Tadeuszu" bigos z kapusty jest opisywany jako coś oczywistego, więc prawdopodobnie był znany już w XVIII wieku.

Czy tęskni pan za deserami z PRL-u, takimi jak wuzetka albo krem sułtański? Na jaki deser z tamtych lat miałby pan dziś ochotę?

Dobrze nasączoną, wilgotną wuzetkę zawsze chętnie bym zjadł. Wydaje mi się świetnym ciastkiem. Rzeczywiście, to chyba jest PRL-owski przepis, ale bardzo udany. Zaskoczyła mnie pani kremem sułtańskim, bo mnie się zdawało, że to już jest kompletnie zapomniana rzecz. Krem sułtański też bym zjadł – to był bardzo fajny, prosty, a zarazem bardzo smakowity deser.

Późny PRL stworzył też instytucję koktajl baru. Koktajle były oczywiście mleczne i bezalkoholowe, w stylu milkszejków mieszanych we włoskich maszynach, bo wtedy Włochy i Francja były kierunkiem aspiracji. Taki PRL-owski koktajl również chętnie bym wypił, oczywiście na kefirze – to z kolei polski akcent, który dodawał mu bardzo przyjemnej (i lokalnej) kwasowości.

Rozmawiała Anna Galuhn, dziennikarka Wirtualnej Polski

***

Łukasz Modelski jest historykiem, z zamiłowaniem do historii kulinarnej. Autor książek "Dziewczyny wojenne" (2011), "Fotobiografia PRL" (2013) czy "Pyszne przypadki" (2024). Od kilkunastu lat prowadzi audycję "Droga przez mąkę" na antenie radiowej Dwójki. W 2025 roku ukazała się jego książka "Rok w PRL. Codzienność na kartki".

Wybrane dla Ciebie
Nie gotuję brukselki w wodzie. Wychodzi delikatniejsza, a jej zapach nie przypomina koszmaru z przedszkola
Nie gotuję brukselki w wodzie. Wychodzi delikatniejsza, a jej zapach nie przypomina koszmaru z przedszkola
Polska zupa uznana za jedną z najgorszych na świecie. W Poznaniu zjesz na 11 listopada
Polska zupa uznana za jedną z najgorszych na świecie. W Poznaniu zjesz na 11 listopada
Tak upieczesz najlepszą wołowinę. Wielu zapomina o ostatnim kroku
Tak upieczesz najlepszą wołowinę. Wielu zapomina o ostatnim kroku
Na 1 listopada przygotuję na wystawny obiad. Mięso jest delikatne, miękkie i zachowuje soczystość
Na 1 listopada przygotuję na wystawny obiad. Mięso jest delikatne, miękkie i zachowuje soczystość
Zamiast zawijać pół dnia, robię takie kotleciki i zalewam sosem. Na Wszystkich Świętych zachwycają każdego
Zamiast zawijać pół dnia, robię takie kotleciki i zalewam sosem. Na Wszystkich Świętych zachwycają każdego
Dzień wcześniej robię aromatyczny gulasz. Na Wszystkich Świętych tylko odgrzewam po przyjściu z cmentarza
Dzień wcześniej robię aromatyczny gulasz. Na Wszystkich Świętych tylko odgrzewam po przyjściu z cmentarza
Ten grzyb rośnie, gdy wszystkie inne się kończą. Jest naprawdę smaczny, a mimo to mało kto go zna
Ten grzyb rośnie, gdy wszystkie inne się kończą. Jest naprawdę smaczny, a mimo to mało kto go zna
Grzybiarze je pomijają. W pierogach lepsze niż podgrzybki
Grzybiarze je pomijają. W pierogach lepsze niż podgrzybki
Nie daj się skusić na kolor, bo skład cię odstraszy. Jesienią kupuj tylko takie suszone owoce
Nie daj się skusić na kolor, bo skład cię odstraszy. Jesienią kupuj tylko takie suszone owoce
W PRL-u rodzice wpychali je nam prosto z wody. Ja robię w pysznej wersji i wszyscy zajadają już ze smakiem
W PRL-u rodzice wpychali je nam prosto z wody. Ja robię w pysznej wersji i wszyscy zajadają już ze smakiem
Dodaj do pomidorówki pod koniec gotowania. Smak będzie pełniejszy, a jej konsystencja aksamitna i delikatna
Dodaj do pomidorówki pod koniec gotowania. Smak będzie pełniejszy, a jej konsystencja aksamitna i delikatna
Zalej jabłka tym płynem. Nie ściemnieją nawet po długich godzinach w śniadaniówce
Zalej jabłka tym płynem. Nie ściemnieją nawet po długich godzinach w śniadaniówce