Technolożka żywności wzięła do ręki jogurt i osłupiała. Najgorszy wybór, nie kupuj pod żadnym pozorem
Specjalistka żywieniowa postanowiła pokazać na swoim profilu na Instagramie, jak w prosty sposób zostać oszukanym w sklepie. Jakim przykładem się posłużyła? Oczywiście swojego męża, który myślał, że kupuje zdrowy jogurt, a w rzeczywistości przyniósł do domu coś zupełnie innego.
25.08.2023 12:21
Technolodzy żywności i dietetycy często podkreślają, że sięganie po mleczne napoje fermentowane to prawdziwy strzał w dziesiątkę dla organizmu. Białko, wapń, witaminy i — przede wszystkim — żywe kultury bakterii pełniące role probiotyczne, to rewelacyjne wsparcie dla kondycji jelit i odporności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wybierając się więc do sklepu, warto zawsze chwycić po chociaż jeden taki napój. Maślanka, kefir, islandzki skyr czy jogurt — powinny zajmować honorowe miejsce w naszych lodówkach. Istnieje tylko jedno "ale": nawet kupowanie teoretycznie zdrowych produktów nie zwalnia nas z obowiązku czytania etykiet. Można się na tym przejechać, co udowodniła pewna technolożka żywności.
Kupił jogurt. Ale czy na pewno?
Dr Karolina Kowalczyk jest jeszcze na początku kariery w mediach społecznościowych, ale już zamieszcza tam ciekawe informacje. Niedawno na swoim profilu na Instagramie umieściła filmik, w którym dobitnie pokazała, że... nie wszystko złoto, co się świeci.
Zaczęło się od tego, że mąż pani doktor wybrał się do sklepu. Kupił tam między innymi jogurt, którego etykiety nie przeczytał. Możemy tu napisać tylko jedno: wyrazy współczucia. Przynoszenie do domu technolożki żywności takiego produktu to igranie z ogniem!
Na początku nagrania dr Kowalczyk wyjaśniła, czym tak naprawdę jest dobry jogurt. A jest to bardzo proste: powinien zawierać jedynie mleko pasteryzowane i żywe kultury bakterii. Tylko tyle i aż tyle. Z całą pewnością obecność w takim produkcie skrobi modyfikowanej, cukru, wody i ulepszaczy nie jest tam wskazana.
I wtedy nadszedł kluczowy moment. Pani doktor bezlitośnie wspomniała o produkcie, który znajdował się w jej lodówce. Był to owocowy napój jogurtowy. Co zawierał? Cóż, wszystko to, czego nie powinno w nim być. Była to w zasadzie sama woda z dodatkiem modyfikowanej skrobi kukurydzianej i cukru. Były też soki owocowe. W ilości, uwaga, poniżej 1 proc.
Czy to w ogóle był jogurt? Z całą pewnością z "prawdziwością" nie miał on nic do czynienia. I teraz rodzą się kolejne pytania. Czy ten produkt jest chociaż w niewielkim stopniu zdrowy? Dlaczego ktoś na to pozwala? I czy mąż pani doktor miewa się dobrze?