Wróciliśmy na najdroższą w Polsce jajecznicę. Wygląda inaczej, ale cena bez zmian
Księstwo Góralskie zasłynęło nie tyle ze smaku potraw, ile z wygórowanych cen. Materiał naszego reportera Jakuba Bujnika odbił się szerokim echem. Po kilku miesiącach postanowiliśmy wrócić na śniadanie i sprawdzić, jak chwilowa sława odbiła się na lokalu.
Coraz więcej osób decyduje się na to, by na mieście zjeść nie tylko obiad. Chociaż restauracje prześcigają się w pomysłach na śniadaniowe talerzyki, to niezmiennie króluje jajecznica. W czerwcu Krupówki zaskoczyły nas porcją trzech smażonych jajek za 67 zł. W rozmowie z "Gazetą Krakowską" właściciel Księstwa Góralskiego podkreślił, że cena za jajecznicę powinna być jeszcze wyższa, a w zestawie z kawą i owocami powinna kosztować 200 zł.
Postanowiliśmy wrócić i sprawdzić, czy w drogim, zakopiańskim menu zaszły jakieś zmiany i czy właściciel spełnił "groźbę" o podwyżce.
Najdroższa jajecznica w Zakopanem
Dwa jajka, dość mocno ścięte, kromka razowego pieczywa, kilka kawałków grillowanej żółtej papryki i miks sałat z pomidorem i ogórkiem — tyle można było dostać za 67 zł. Do śniadania dodatkowo domówiono duże cappuccino z przyjemną, gęstą pianką. Smak był dobry, ale bez przesadnej ekscytacji, w końcu to jajecznica. Z jednej strony cenę windować może drogie masło i jajka z wolnego wybiegu, chociaż w menu sposobu hodowli nie określono. Z drugiej strony za kawę i jajecznicę zapłaciliśmy 107 zł i już ciężko tutaj szukać usprawiedliwienia dla tak wysokiej ceny.
Do Księstwa Góralskiego wracamy w połowie października, kierowani ciekawością. Czy dalej jajecznica kosztuje 67 zł, czy właściciel na fali zainteresowania postanowił podnieść cenę?
Szybki rzut oka na menu i już wiemy - jajecznica wciąż ma się dobrze. Tym razem jednak pojawia się informacja, że jajka są z wolnego wybiegu, a samej jajecznicy towarzyszyć ma masło borowikowe, grzanka z rzemieślniczego pieczywa, parmezan i sałatka z rukoli, pomidorów i pestek słonecznika. Cena to wciąż 67 zł, ale trzeba przyznać, że w tym wydaniu przynajmniej brzmi "na bogato".
W menu są także inne pozycje. Nieco tańsza jest szakszuka (60 zł), tosty francuskie z brioszki z wanilią, owocami i domowej roboty dżemami (60 zł) czy naleśniki w paryskim stylu z kremem czekoladowym i owocami (55 zł).
Do jajecznicy dobieramy czarną herbatę za 25 zł i po chwili na stole pojawia się całe zamówienie. Mały zgrzyt to herbata, bo chociaż we włożenie torebki nie trzeba wkładać specjalnie dużo wysiłku, to miło byłoby dostać kubek, w którym już parzy się napar. Jajecznica zgodnie z obietnicą serwowana jest na tostowanym pieczywie. Jest bardziej kremowa niż ta przy poprzedniej wizycie, widać i czuć w niej parmezan.
Teraz za 67 zł nie dostaje się już zwykłej jajecznicy, a próbę podania jej w elegancki sposób. Masło borowikowe i parmezan dodają wyrafinowanego sznytu i mogą stać się usprawiedliwieniem dla wysokiej ceny.
Cena ta sama, smak inny
Ostatecznie na paragonie widnieje kwota 101 zł. Czujne oko wychwyci jednak różnicę: przecież 67 zł za jajecznicę i 25 zł za herbatę nie daje takiego wyniku. Do rachunku doliczony jest też serwis za 9 zł. To częsta praktyka w restauracjach, ale dotyczy to raczej większych grup, najczęściej minimum 6-osobowych. W przypadku zamówienia jeden pozycji z menu dla jednej osoby doliczenie opłaty za serwis wydaje się być niedorzeczne.
Czy była to najlepsza jajecznica w naszym życiu? Raczej nie, a i sama forma podania byłaby prosta do odtworzenia w domowych warunkach, oczywiście za niższą cenę. Nie po to jednak wychodzi się jeść na mieście, robimy to po to, by oszczędzić czas i dostarczyć sobie wrażeń. W tym przypadku najwięcej emocji wywołują ceny, więc może warto rozejrzeć się za innymi lokalami, a Księstwo Góralskie potraktować jedynie jako ciekawostkę.