Zamówiłam obiad na Słowacji. Tyle musiałam zapłacić za kurczaka i jelenia
Wakacyjne wyjazdy wiążą się nie tylko z odkrywaniem pięknych miejsc, ale także nowych smaków i restauracji. Zderzenie z cenami w euro może być bolesne, ale czasem warto przymknąć na to oko.
Stary Smokowiec to jedna z najpopularniejszych miejscowości w Tatrach Słowackich. Przyciąga miłośników górskich szlaków i natury, którzy szukają wytchnienia od miejskiej dżungli. Nie brakuje tam karczm i restauracji, serwujących nie tylko bryndzowe haluszki. W końcu każdy musi uzupełnić kalorie stracone podczas spacerowania malowniczymi szlakami, nawet jeśli nie jest fanem tradycyjnych, góralskich smaków. Postanowiłam sprawdzić, ile zapłacić trzeba za obiad dla dwóch osób, bez specjalnego wyszukiwania najtańszych opcji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pokazał, jak zrobić pyszne podhalańskie serki. Nie chodzi o popularne oscypki
Obiad w Słowacji
W Starym Smokowcu turystów nie brakuje, ale daleko mu do zatłoczonego, głośnego Zakopanego. To duży plus, bo brak jarmarcznego charakteru zdecydowanie służy wypoczynkowi. Na obiad pójść można do Tatra Grill, restauracji, w której zjeść można (o dziwo) nie tylko dania z grilla.
Szybki przegląd karty i mamy to: wybór pada na gulasz z jelenia, pieczonego kurczaka, frytki, porcję chleba oraz surówkę. Do tego lemoniada, koktajl i pozostaje tylko czekanie. Zapach smażonego jedzenia przyjemnie łaskocze w nozdrza i sprawia, że kiszki zaczynają coraz głośniej wygrywać marsza. Na szczęście zbyt długo to nie trwało.
Serwowany w głębokim talerzu gulasz konsystencją przypomina zupę gulaszową. Obok pojawiają się frytki i sałatka, taka sama jak do kurczaka. No i mięso — upieczona, solidna porcja, która zgodnie z menu miała ważyć 600 gramów. Przenośnej wagi na szlak ze sobą nie zabieram, ale muszę przyznać, że wyglądało to co najmniej solidnie.
Na starcie żałuję, że do gulaszu nie wzięłam klasycznych ziemniaków zamiast pieczywa, ale mądry Polak po szkodzie. Traktuję to trochę jak zupę i zajadam łyżką. Mięso jest mięciutkie i delikatne, sos aromatyczny. Jelenia wybitnie dużo nie ma, to nie jest danie, gdzie można objeść się dziczyzną po kokardki. Kurczak ma chrupką skórkę i białe, soczyste wnętrze. Zgodnie z podpowiedziami Tomasza Strzelczyka, można śmiało stwierdzić, że pieczony był na świeżo, nie kręcił się na grillu od wczoraj.
Okazuje się, że cichym bohaterem na talerzu była sałatka. Niby prosta, bo to jedynie szpinak, pomidory, ogórki i cebulka z dodatkiem sera, ale zachwycała świeżością i lekkością. To pyszna odmiana od buraczków czy surówek z kapusty, które królują w polskich restauracjach.
Ile kosztował obiad dla dwóch osób?
No i creme de la creme tego obiadu, czyli pora na rachunek. Za obiad dla dwóch osób zapłaciłam 38,50 euro. Dania sprzedawane są tam pojedynczo, więc do kurczaka za 12 euro dopłacić trzeba za frytki (2,80 euro za 150 g) oraz sałatkę (3,80 euro za porcję). Gulasz z jelenia kosztował mniej niż połówka kurczaka, bo jedynie 5 euro. Co ciekawe, również przy nim podana była gramatura - porcja miała 330 ml. Napoje to kolejne 5 euro, a pieczywo do gulaszu kosztowało mnie 50 centów.
W przeliczeniu na złotówki zapłaciłam ok. 163 zł. Oczywiście można podnieść tutaj lament, że na wakacjach za granicą waluty się nie przelicza, ale ciężko tego nie robić, gdy comiesięczna wypłata na konto wpływa w złotówkach. Ceny w menu oczywiście znane były przed zamówieniem, więc szoku nie doznałam.
Nie mogłabym jednak odmówić sobie, by obiadu w Starym Smokowcu nie porównać do tego, który jadłam niedawno pod Zakopanem. Tam za dwa dania zapłaciłam 94 zł, czyli sporo mniej niż w Słowacji. Ceny w euro są z pewnością wyższe, jednak różnica jest na tyle duża, że trudno jej nie zauważyć, nawet jeśli urlopowych wydatków z reguły się nie przelicza. Okazuje się więc, że nie taka Polska straszna, jak ją czasem malują.
Ewa Malinowska, dziennikarka Wirtualnej Polski