Jest pszczelarzem. Pokazał, jak naprawdę wygląda jego praca
Wojciech Margowniczy, znany szerzej jako Pszczelarz z Wąchocka, to pasjonat pszczelarstwa, który z zamiłowaniem dzieli się swoją wiedzą w sieci. Po wielu latach pracy w IT porzucił miasto na rzecz życia na wsi, założył pasiekę i zajął się pszczelą edukacją. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiedział o tym, jak to wszystko się zaczęło i zdradził, jak wygląda kondycja pszczół w Polsce.
Ewa Malinowska, Wirtualna Polska: Skąd wzięło się pszczelarstwo w Pana życiu? Od jak dawna Pan się nim zajmuje i skąd właściwie pomysł, żeby mówić o tym w internecie?
Wojciech Margowniczy, Pszczelarz z Wąchocka: Pszczelarze bardzo często jako dzieci czy nastolatkowie pomagają w pasiekach ojca, czy dziadka i później naturalne jest, że dziedziczą lub zakładają swoją pasiekę. W mojej rodzinie nie było tradycji pszczelarskich, więc z pszczołami nie miałem żadnego kontaktu.
Decyzję o tym, że chcę zostać pszczelarzem, podjąłem już jako dorosła osoba kilka lat temu. Kiedyś podczas oglądania programu przyrodniczego o pszczołach i ich funkcjonowaniu w rodzinie pszczelej, zafascynowałem się do tego stopnia, że postanowiłem zostać pszczelarzem.
Początkowo pochłaniałem w wolnych chwilach książki o tematyce pszczelarskiej oraz filmy na YouTube, zapisałem się do grup pszczelarskich na Facebooku. Później dowiedziałem się, że mamy w Polsce unikalne na skalę europejską Technikum Pszczelarskie w Pszczelej Woli pod Lublinem i postanowiłem się do niego zapisać, aby zyskać jeszcze więcej potrzebnej wiedzy. Niestety okazało się, że szkoła jest tak oblegana przez słuchaczy, że udało mi się do niej dostać... dopiero w trzecim roku. W dwóch wcześniejszych latach dzwoniłem zbyt późno i listy były już pełne, a rekrutacja zamknięta.
Po dwóch pierwszych semestrach znajomi z roku jak i wykładowcy przekonali mnie, że mam odpowiednią ilość wiedzy, aby pszczołami się zająć, nie zrobię im krzywdy i wtedy zapadła decyzja o zakupie pierwszych trzech uli.
Teraz, po kilku latach, uli mamy ponad sto i w dalszym ciągu rozwijamy nasze gospodarstwo pasieczne. Początkowo żona myślała, że to znów mój słomiany zapał i zaraz mi minie, jak wiele razy w życiu wcześniej bywało. Jednak po pewnym czasie zrozumiała, że pszczoły to pasja, która przerodziła się w sposób na życie. Naturalnym stało się, że zaczęła mi pomagać w prowadzeniu pasieki. Początkowo w prostych rzeczach jak wirowanie miodu, rozlewanie do słoików czy drutowanie ramek. Po pewnym czasie zapisała się również do technikum pszczelarskiego, które ukończyła z bardzo dobrymi wynikami. Jej pomoc i wiedza jest w wielu przypadkach nieoceniona. Po pewnym czasie otworzyłem także sklep pszczelarski i zaopatruję okolicznych pszczelarzy w sprzęt potrzebny do pracy. Od samego początku lubiłem dzielić się zdobytą wiedzą z innymi i każdy klient mojego sklepu wie, że jestem gadułą i czasem spędzają u mnie na zakupach długie godziny na wymianie doświadczeń.
Cały czas się doszkalam, czytam książki, pszczele czasopisma, wraz z żoną jeździmy na różnego rodzaju konferencje i wykłady poszerzając wiedzę cały czas. Chciałem się tą wiedzą podzielić z innymi osobami, również przez internet i stąd pomysł na cykl filmów "Pszczele ciekawostki", z którym wystartowałem dwa lata temu na Tik Toku. Były to krótkie, minutowe filmy, z których ludzie mogli się dowiedzieć m.in. ile jest pszczół w ulu, że pszczoły czują smak nogami lub ile jaj składa matka pszczela. Wraz z rosnącą popularnością i wyświetleniami filmów widzowie sami zaczęli zadawać pytania o pszczoły, produkty pszczele czy pszczelarstwo. Staram się na wszystko odpowiedzieć.
Jak dużo czasu trzeba poświęcić na prowadzenie pasieki? Pszczelarstwo jest pracą pełnoetatową czy dodatkiem do codzienności?
Statystycznie większość pasiek w Polsce to zajęcie hobbistyczne "po godzinach". Są oczywiście duże gospodarstwa pasieczne, które zajmują się tylko pszczołami i z tego żyją, jednak większość pszczelarzy traktuje ule jako hobby w wolnym czasie po pracy na etacie.
Jeżeli chodzi o czas, który trzeba poświęcić pszczołom, to wszystko zależy od tego, o jakim okresie mówimy. Są miesiące gdy pracy przy pszczołach jest naprawdę dużo. Do tego okres ten zależy od pogody, bo są lata gdy sezon pszczelarski zaczyna się w maju i kończy w lipcu, a czasem trafi się dobry pogodowo rok z ciepłą wiosną i jesienią, w którym pszczoły zaczynają swoją pracę nawet w marcu, a kończą w październiku.
Czas poświęcony na pracę pszczołom też będzie zależał od konkretnego okresu w sezonie. Zazwyczaj więcej pracy mamy w pierwszych miesiącach gdy wiosną rodziny pszczele rozwijają się bardzo szybko i pszczelarze muszą przeglądać ule minimum co kilka dni, aby zapobiegać nastrojowi rojowemu i sytuacji, w której pszczela rodzina wyroi się i ucieknie. Czas potrzebny do takich przeglądów będzie zależał od ilości rodzin pszczelich i doświadczenia pszczelarza. Są osoby, które będą umiały przypilnować ule w godzinkę czy dwie raz w tygodniu, a będą osoby, które muszą poświecić więcej czasu nie rzadko na przykład cały weekend.
Praca przy pszczołach to sama przyjemność. Nie jest jednak tak, że pszczelarz pracuje jedynie w sezonie przez kilka miesięcy, bo poza takim typowo pszczelarskim sezonem bardzo często mamy również sporo pracy w pozostałych miesiącach w roku. Trzeba wytapiać wosk ze starych ramek, dezynfekować ule, zbijać nowe ramki, wprawiać węże itd.
Zawsze ciekawiło mnie, skąd pszczelarz wie, z jakiej rodziny powstał miód?
Po internecie krążą takie śmieszne memy, że przylatuje pszczółka i mówi pszczelarzowi, że w komórkach po prawej jest miodek gryczany, po lewej lipowy a na dole wielokwiatowy. Prawda jest jednak o wiele prostsza. Trzeba brać pod uwagę, że rośliny kwitną w konkretnych terminach. Na przykład rzepak jest rośliną, która kwitnie w okolicach maja, więc nie ma możliwości, aby uzyskać miód rzepakowy np. w sierpniu.
Do tego współczesna konstrukcja uli rozdziela rodnie, miejsce, w którym pszczoły "mieszkają" a matka składa jaja, od miodni, czyli miejsca, w którym pszczoły składują miód. Jeżeli pszczelarz dodaje do ula pustą miodnie gdy dana roślina zaczyna kwitnąć, a po zakończonym kwitnieniu wiruje miód, to jest duże prawdopodobieństwo, że będzie to miód z tej rośliny.
Na takiej samej zasadzie działają pasieki wędrowne. Przywożą ule w miejsce, gdzie zaczynają kwitnienie duże połacie jakiejś rośliny, a zabierają ule po zakończeniu kwitnienia.
Jeżeli jednak pszczelarz chce być w 100% pewny odmianowości miodu może wysłać próbki miodu na badania do laboratorium, które wykona tzw. analizę pyłkową. Jest to badanie mikroskopowe, podczas którego ogląda się, rozpoznaje i zlicza występujące w miodzie pyłki.
Czy pszczelarstwo miejskie to przyszłość, czy jedynie chwilowa moda?
Wydaje mi się, że pszczelarstwo miejskie to po prostu jedna z gałęzi czy odmian pszczelarstwa i będzie istniała, ale nie nazwałbym jej ani przyszłością, ani chwilową modą. Znam osoby prowadzące z sukcesami pasieki miejskie, bo trzeba brać pod uwagę, że w mieście wbrew pozorom jest często bardzo dużo pożytków dla pszczół, z których mogą zbierać miód. Nasadzenia miejskie, rabaty, ronda, klomby itp. często wykonuje się z roślin miododajnych, do tego duże powierzchnie parków czy cmentarzy. w których mamy często kilkusetletnie drzewa miododajne, takie jak na przykład lipy.
Z drugiej strony pszczelarstwo miejskie rodzi pewne problemy i co jakiś czas słyszymy o rojach pszczół, które stanowią problem, uwiązując się gdzieś w mieście, ostatnio głośna sprawa – rój pszczół uwiązany na rowerze przy Forum Gdańsk. Taki rój bardzo często jest spokojny i nie stanowi tak naprawdę zagrożenia dla ludzi, jednak dla osób niezwiązanych z pszczelarstwem tysiące pszczół latające w koło czy wiszące w rojowym gronie mogą być powodem do strachu. Często jest to też niepotrzebne angażowanie służb, które muszą takim rojem się zająć.
Do tego nie zawsze pasieki miejskie są odpowiednio zakładane i później prowadzone, więc są sytuacje, że po pewnym czasie są likwidowane - mam taki przykład z niedalekich Starachowic gdzie pasieka miejska została zlikwidowana poprzez jej złe umiejscowienie na dachu galerii. Pszczoły przeszkadzały na stoiskach sprzedających warzywa i owoce w okresach bezpożytkowych.
Jaka jest kondycja pszczół w Polsce?
Jeżeli chodzi o kondycję pszczół w Polsce, to nie jest niestety najlepsza. Gdy mówię, że w Polsce mamy zbyt dużo pszczół zawsze wywołuje to duże zdziwienie wśród widzów, bo przecież w telewizji nie raz słyszy się, że pszczoły wymierają. Jest tutaj jednak pewno niedomówienie, które generuje problem z dobrym zrozumieniem naszej sytuacji. Kiedy w telewizji ktoś mówi, że pszczoły giną i źle się dzieje, to ma rację. Ma jednak na myśli wszystkie inne pszczoły oprócz pszczoły miodnej tzw. dzikie zapylacze.
To tych pszczół jest w Polsce około 470 gatunków, ale ich życie w zmieniającym się świecie, monokulturach rolniczych, dużej chemizacji na polach, zabieraniu terenów pod budowę, zanieczyszczeniu środowiska jest coraz cięższe. A przecież nimi się nikt nie zajmuje i nikt im nie pomaga przetrwać.
Inaczej sprawa ma się z pszczołą miodną, czyli taką, którą my pszczelarze trzymamy w ulach. Dzięki temu jesteśmy w stanie bez problemu rozmnożyć rodziny pszczele w razie potrzeby, a z roku na rok przybywa pszczelarzy, uli i pszczół.
W statystykach Instytutu Ogrodnictwa w Puławach za rok 2023 możemy znaleźć informację, że w Polsce było około 2,35 mln rodzin pszczelich. Natomiast w portalu Statista możemy znaleźć informację, że w tym samym czasie w całych Stanach Zjednoczonych jest około 2,78 mln rodzin pszczelich, w Rosji 2,97 mln. Jeżeli zestawimy to z wielkością Polski, Stanów oraz Rosji – wnioski powinny nam się nasunąć same.
Od jakiegoś czasu niektórzy naukowcy i lekarze weterynarii specjalizujący się w pszczelarstwie nieśmiało próbują przemycić do głównego nurtu informacje o tym, że w Polsce jest przepszczelenie (zbyt dużo pszczół na danym terenie) co prowadzi do ich niedożywienia co w konsekwencji wpływa na ich zdrowotność. Dodatkowo na przepszczelonym terenie bardzo szybko rozprzestrzeniają się choroby, przez co ogólna kondycja pszczół u nas w kraju, ich przeżywalność np. podczas zim nie są za dobre.
Czy możemy zrobić coś, aby pomóc pszczołom?
Oczywiście! Przede wszystkim nie zakładajmy pasiek bez odpowiedniego przygotowania i wiedzy. Jako właściciel sklepu pszczelarskiego zauważam, że niestety niektórzy ludzie stawiają ule w ogrodzie z niewłaściwych powodów i bez żadnego przygotowania. Często zdarza się, że robią to dla własnego miodu lub z przekonania, że ratują świat, ponieważ słyszeli w mediach o wymieraniu pszczół. Niestety, jest to błędne podejście.
Wielu osobom wydaje się, że pszczoły pozostawione same sobie w ulach w ogrodzie będą się rozwijały, zapylały i prowadziły idylliczne życie. Niestety, głównymi problemami współczesnego pszczelarstwa są choroby takie jak zgnilec amerykański, Vairimorpha, oraz pasożyty takie jak Varroa destructor, które powodują wysoką śmiertelność wśród pszczół zaniedbanych lub nieleczonych. Naukowcy do niedawna twierdzili, że pszczoły, o które nikt nie dba i nie leczy ich prawidłowo, mogą w naturze przeżyć około 2-3 lata. Jednak ostatnio coraz częściej mówi się, że ten okres skrócił się do zaledwie roku.
Trzeba również brać pod uwagę, że zaniedbana pasieka z chorymi pszczołami będzie zarażać inne pszczoły i pasieki w okolicy. Dlatego postawienie kilku uli w ogrodzie bez odpowiedniego przygotowania i wiedzy staje się problemem nie tylko dla nas, ale także dla okolicznych pszczelarzy.
Osoby niezwiązane z pszczelarstwem mogą zrobić naprawdę wiele dla pszczół. Niestety, nasze ogrody często wyglądają jak pustynie z perspektywy zapylaczy – krótko przystrzyżone trawniki i tuje przy płocie nie oferują im żadnych korzyści. Dlatego warto przeznaczyć choćby kawałek ogrodu na rośliny miododajne, takie jak kwiaty, krzewy czy drzewa. Rośliny te dostarczają pszczołom pożywienia i tworzą dla nich przyjazne środowisko.
Jeżeli mamy taką możliwość, możemy również zorganizować poidło dla pszczół. Wystarczy do tego zwykła miska, ale ważne jest, aby pamiętać, że pszczoły nie lubią świeżej wody z kranu i nie piją bezpośrednio z lustra wody. Dlatego do poidła warto dodać patyki, kamienie czy mech, które pozwolą pszczołom bezpiecznie lądować i pić wodę. Najlepiej, jeśli takie poidło napełnimy deszczówką, ponieważ jest bardziej naturalna dla pszczół.
Ponadto warto unikać stosowania pestycydów w ogrodzie, które mogą być szkodliwe dla pszczół. Można również edukować siebie i innych na temat znaczenia pszczół i ich ochrony, a także wspierać lokalnych pszczelarzy, kupując miód z zaufanych źródeł. Małe zmiany w naszych ogrodach i codziennych nawykach mogą znacząco przyczynić się do ochrony tych ważnych owadów.
Jakie kroki mogą podjąć szkoły i instytucje edukacyjne, aby zwiększyć świadomość na temat znaczenia pszczół i pszczelarstwa?
Powinniśmy robić wszystko by znacząco zwiększyć świadomość na temat pszczół i pszczelarstwa wśród dzieci i młodzieży poprzez wprowadzenie tematyki ekologii i ochrony owadów zapylających do programów nauczania. Lekcje biologii czy przyrody powinny obejmować szczegółowe informacje o roli pszczół w ekosystemie, ich znaczeniu dla rolnictwa i produkcji żywności oraz zagrożeniach, jakie na nie czyhają zgodnie z powiedzeniem "czym skorupka za młodu...".
Dodatkowo szkoły mogą inicjować projekty takie jak zakładanie szkolnych ogrodów z roślinami miododajnymi lub tworzenie małych hotelików dla dzikich zapylaczy z pszczołami murarkami, które są dla dzieci bezpieczne a pozwalają obserwować ciekawy świat dzikich owadów.
Takie działania nie tylko wzbogacają program edukacyjny, ale także angażują uczniów w praktyczne działania na rzecz ochrony środowiska. A z własnego doświadczenia wiem, że dzieciaki są chętne zdobywania ciekawej wiedzy, ponieważ niejednokrotnie rodzice piszą do mnie, że dzieci chwaliły się zdobytą wiedzą z moich Tik Toków o pszczołach w szkole kolegom, koleżankom czy nawet nauczycielom.