W pociągu kupiłam zupę za 6 złotych. Łyczek wystarczył, żebym wiedziała, czy było warto
Co można zjeść w pociągu? Oczywiście domowa wałówka nie ma sobie równych, ale ja przetestowałam propozycje z automatu, bez kontaktu z załogą. W wagonie z miejscami dla rowerów znalazłam gorące napoje, a między czekoladą a gorącą wodą, skusiła mnie zupa pieczarkowa. Co otrzymałam w cenie 6 złotych?
Podróżowanie pociągami uważane jest za jeden z najbardziej ekologicznych sposobów transportu. Kierując się dobrymi pobudkami w ramach służbowej delegacji, postanowiłam sprawdzić aktualną ofertę gastronomiczną w pociągu. Na trasie Rzeszów Główny - Warszawa Centralna na próżno szukać WARS-u, pozostaje jednak udogodnienie, które przewoźnik wprowadził dla pasażerów w ubiegłym roku. Chodzi o automaty z przekąskami oraz napojami. A wszystko to z hashtagiem #podrozepelnesmaku w tle. Pani konduktor regularnie w trakcie podróży zachęcała do zakupu w tym punkcie, więc poczułam się naprawdę przekonana.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zupa pieczarkowa z automatu w PKP. Co otrzymasz za 6 złotych?
Prosto z automatu: przekąski, napoje zimne i gorące
Warto wyjaśnić, że pod względem gastronomii, w pociągach w ostatnich latach nastąpiło kilka zmian. Wagon restauracyjny, popularnie zwany WARS-em, dołączany jest do wybranych składów pociągów i na określonych trasach. Przy zakupie biletu można sprawdzić to, lokalizując znaczek stykających się sztućców. Na trasie Rzeszów Główny – Warszawa Centralna w pociągu Wisłok tych udogodnień w momencie pisania artykułu nie było. Mając na uwadze brak możliwości zamówienia schabowego czy tortilli, co niedawno recenzowali moi redakcyjni koledzy, sprawdziłam ofertę z automatów.
W pierwszym można zakupić słodkie i słone przekąski, wśród których zdecydowanie przeważają te pierwsze. Od razu wyłapałam popularne batony, ale też kilka nowości spożywczych. Do picia soki, napoje gazowane ze znanymi logo i woda niegazowana oraz gazowana. Niewygórowana cena za wodę mineralną (3 zł) w mojej ocenie czyni tę ofertę całkiem znośną. Zwłaszcza gdy ktoś nie zdąży przed wejściem na peron zaopatrzyć się w butelkę czegoś do picia. Jednak moją uwagę przyciągnął bardziej drugi automat, który oprócz podświetlonego menu miał tajemnicze drzwiczki.
Kawa gorąca, kawa gorąca
Wspominając niegdysiejsze historie z panami, którzy w upalne dni oferowali zimne napoje z chmielu i charakterystycznie reklamowali je w pociągu, obecnie można połakomić się na ciepłe napoje do kupienia w automacie w równie ekspresowy sposób. Oferta jest całkiem szeroka, ale skierowana głównie do kawoszy. Ceny zaczynają się od 5 zł (espresso doppio z cukrem lub bez), a kończą na 7,50 zł (tu słodzone cappuccino lub latte oraz wersje tych kaw bez słodzidła. Kawy z mlekiem i klasyczna kawa czarna sprzedawane są w porcji 200 ml.
Za taką samą gramaturę gorącej wody zapłacić trzeba 2,50 zł, więc mając ze sobą torebkę herbaty, można łatwo przygotować taki napój samodzielnie. Dla fanów łakoci w automacie jest gorąca czekolada i czekolada mleczna – obie po 6 złotych. Tyle też kosztuje tytułowa zupa. Ale czy zupa to nie za dużo powiedziane?
Jakość a cena, czyli ile za pieczarkową instant
Wybrałam pozycję z menu, opłaciłam zamówienie kartą płatniczą i czekałam zgodnie z instrukcją na ekranie na przygotowanie mojego gorącego napoju. A właściwie zupy, bo tak nazywa się ta pozycja na wyświetlaczu. Przetłumaczona także na język angielski, aby nie było wątpliwości. W tym momencie muszę wspomnieć, że zupa pieczarkowa w polskiej kuchni zazwyczaj serwowana jest z ziemniakami lub makaronem. W przypadku tego drugiego, w zależności od regionu to makaron typu łazanki lub farfalle (kokardki). Jeśli mowa o zupie krem z pieczarek, w ramach dodatku pojawiają się grzanki lub groszek ptysiowy. Tyle teorii z kącika kulinarnego, bo po sygnale dźwiękowym otworzyłam szufladkę z kubeczkiem.
I tu nieco spodziewane rozczarowanie, bo choć nie liczyłam na miskę pachnącej, domowej pieczarkowej z porcją warzyw, to myślałam, że będzie wyglądać bardziej atrakcyjnie przez zawartość suszonych ziół czy substytutu grzanek znanych z tego typu produktów do zalewania wrzątkiem. Zawartość kubka była faktycznie bardzo ciepła, co po oczekiwaniu na peronie było jak znalazł. Zapach również całkiem, całkiem, ale już po pierwszym łyczku wiedziałam, że jest to po prostu produkt z automatu. Jedzenie - a właściwie wypicie - pewnie ułatwiłby drewniany patyczek, który podobnie jak w przypadku słodzonej kawy, umożliwia dokładniejsze rozpuszczenie zawartości.
Na automacie doczytałam informację o możliwości odebrania z pierwszego automatu darmowego wieczka, a to przy przechodzeniu między wagonami też może okazać się przydatne. Czy warto wydać 6 złotych na wodę pieczarkową? Osobiście tego eksperymentu nie powtórzę, ale doceniam nowe rozwiązania, gdy nie ma WARS-u w składzie.
Magdalena Pomorska-Gąsowska, szefowa redakcji Pyszności.pl