Myślałam, że lubię ostre smaki. Tego jednak się nie spodziewałam
Jeszcze do niedawna wydawało mi się, że kulinarne testy mi niestraszne. Dlatego kiedy znalazłam w sieci najostrzejszy makaron jaki jest dostępny na polskim rynku, postanowiłam od razu go spróbować. Jak mi poszło?
16.10.2023 | aktual.: 16.10.2023 20:28
Interesuję się wszystkim, co wiąże się z kulinariami. Nie inaczej jest w przypadku testów jedzenia, które śledzę z zapartym tchem. Niektóre z nich są szokujące, inne śmieszne, a jeszcze inne po prostu dziwaczne. Do niedawna byłam czujnym obserwatorem, który zastanawiał się: czy faktycznie zaprezentowane reakcje są autentyczne? Czy sama byłabym w stanie zjeść konkretne produkty?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Test najostrzejszego makaronu
Niedawno jednak wszystko się zmieniło. Przeglądając kolejne nowinki w internecie, natrafiłam na informację, że na polskim rynku pojawił się nowy produkt. I to nie byle jaki, bo najostrzejszy makaron typu ramen. Jego moc oszacowano na 13200 SHU (jednostka ostrości Scoville'a), czyli na pikantniejszą niż papryczka Jalapeño.
Doskonale kojarzę ten produkt, bo obejrzałam kilka filmów, gdzie śmiałkowie testowali go w lżejszej wersji — podwójnie ostry. I już wtedy reakcje były jednoznaczne, płakali nawet mężczyźni, a niektórzy kończyli test już po kilku łyżkach.
Nie wiem, skąd przekonanie, że ja akurat temu podołam, może to chwilowe zaćmienie umysłu, ale zrobiłam to. Zamówiłam potrójnie ostry makaron. W tym miejscu muszę dodać, że jestem ogromną miłośniczką ostrych smaków, więc myślałam, że podołam i temu wyzwaniu. To zawsze ja z całej mojej ekipy byłam w stanie zjeść najostrzejsze rzeczy. Więc co złego mogło być w takim makaronie?
W życiu nie jadłam nic bardziej ostrego
Kiedy makaron pojawiał się w moim domu, od razu postanowiłam go spróbować. Najpierw zapoznałam się ze sposobem przyrządzania dania z torebki, żeby czegoś nie zepsuć. Chciałam bowiem, aby test był jak najbardziej wiarygodny. Dlatego trzymając się ściśle dołączonej instrukcji, najpierw zagotowałam 600 ml wody. Następnie wrzuciłam do garnka makaron i gotowałam go przez 5 minut. Po tym czasie odlałam sporo wody i dodałam sos oraz przyprawy, po czym gotowałam całość jeszcze przez 30 sekund.
I wszystko było okej, do momentu, kiedy nie dodałam do garnka sosu. Już sam wręcz "krwisty" kolor nie był zbyt dobrą wróżbą. Skojarzył mi się z czymś piekielnie ostrym. Gdy tylko powąchałam zawartość garnka, od razu uderzył we mnie intensywny zapach. Nic więc dziwnego, że pojawiły się też łzy.
Zanim zabrałam się za testowanie makaronu, przygotowałam w pobliżu szklankę mleka oraz zapas chusteczek. To był strzał w 10! Kiedy tylko zasiadłam do stołu i popatrzyłam na danie przede mną, moja kobieca intuicja podpowiadała mi, że lekko nie będzie. Przyznaje, że wtedy zaczęłam się trochę bałam całego testu. Nie odważyłam się wziąć na raz pełnej łyżki makaronu. Zaczęłam od dużo mniejszej porcji. I już taka mała ilość totalnie mnie zaskoczyła.
Najostrzejszy makaron dostępny w Polsce - moja opinia
Na początku czułam niesamowite palenie tylko na języku, ale z biegiem czasu było tylko gorzej. Ogromna ostrość przemieszczała się dalej, atakując mój przełyk. Poczułam się tak, jakbym wypiła dosłownie kwas i wszystko w mojej buzi się paliło. Po chwili zaczęły łzawić mi oczy. Pojawił się także katar.
Już na tym etapie byłam w stanie stwierdzić, że to najostrzejsza rzecz, jaką jadłam kiedykolwiek w swoim życiu. Po chwili jednak pojawił się w głowie pomysł, że to może tylko pierwsze doznanie, a teraz będzie już z górki. Zjadłam więc jeszcze trochę. I to wystarczyło, zaczęłam kaszleć i uczucie pieczenia tylko się nasiliło.
Ostatecznie postanowiłam zakończyć swój test z potrójnie ostrym makaronem. Wiem, że nie popisałam się, ale przede mną nowe wyzwania. Będę próbowała kolejnych dań i produktów. Treści tego typu znajdziesz na naszych kanałach z #TestujzFranią.