Kieruj się zasadą Magdy Gessler. Tak wybierzesz najlepszą smażalnię nad morzem
Bycie nad Bałtykiem bez wizyty w smażalni? Dla wielu to jak wakacje bez słońca. Ale smażalnia smażalni nierówna, jeśli nie chcesz przepłacić i zjeść byle czego, musisz wiedzieć, czego szukać.
Być nad Bałtykiem i nie zjeść smażonej ryby to jak pojechać do Włoch i nie tknąć pizzy. Ale zanim rzucisz się na pierwszą lepszą flądrę, zatrzymaj się na chwilę. Bo choć smażalni nad morzem jest w cholerę, nie każda zasługuje, by zostawić w niej swoje ciężko zarobione pieniądze. A w sezonie bywa różnie. Raz trafisz na królewską ucztę, innym razem na mrożonego nieszczęśnika pływającego w starej fryturze. Jak się nie naciąć? Pomoże ci pewna niezawodna zasada, którą wyznaje sama Magda Gessler.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Smażony dorsz w cieście z frytkami - przepis jak z nadmorskiej smażalni
Jak wybrać smażalnię, żeby się nie przejechać
Wchodzisz, siadasz, jesz i... płaczesz. Nie dlatego, że rybka jest taka dobra. Płaczesz, bo było drogie i niedobre. Zamiast kierować się szyldem "świeża ryba z kutra" (takie coś każdy sobie może napisać), lepiej rozejrzyj się wokół. Ile osób siedzi przy stolikach? Jeśli smażalnia świeci pustkami w szczycie sezonu, to znaczy, że coś jest nie tak. Dobra smażalnia pęka w szwach nawet w środku tygodnia.
Kolejna rzecz: menu i cennik. Jeśli widzisz tylko cenę za 100 g ryby, a nigdzie nie ma informacji o całkowitej wadze porcji, wiedz, że w tym piekielnym kotle szykują ci paragonową pułapkę. Ryba smażona z grubą panierką potrafi "przytyć" nagle do pół kilograma. Dlatego jeśli nie chcesz zapłacić 90 zł za małego dorsza, pytaj, ile waży cały filet i jak jest liczona cena.
Sprawdź też, co czuć w powietrzu - na to uczula Magda Gessler. Jeśli zapach ryby miesza się z nutą cytrynowego płynu do podłóg, od razu uciekaj z tego miejsca. Jeśli dominuje tłusty, słodkawo-kwaśny smród starego oleju, na bank dostaniesz okropnej jakości produkt. Dobra smażalnia pachnie świeżą rybą, ziołami i ogniem spod patelni.
Zapytaj też obsługę, skąd pochodzi ryba. W dobrych miejscach nie mają z tym problemu. Powiedzą uczciwie: dorsz z Atlantyku, flądra z Bałtyku, halibut z Norwegii. Jak ktoś kręci i mówi tylko "świeża, to cóż: na pewno świeża nie jest.
Smażalnia nie musi być droga. Trzeba tylko wiedzieć, co zamówić
Nie musisz rujnować budżetu wakacyjnego, żeby zjeść dobrą rybę nad morzem. Sztuka polega na tym, żeby nie zamawiać tego, co wygląda najbardziej fotogenicznie. Zamiast dorsza w cieście za 15 zł/100 g (czyli 75 zł za talerz), wybierz śledzia, szprota albo flądrę. Te ryby są smaczne, ale częściej są faktycznie świeże.
Unikaj też ryb w panierce, bo chłoną tłuszcz jak gąbka i błyskawicznie podbijają wagę. Grillowane, pieczone albo smażone bez otoczki to najlepszy wybór. Dobra smażalnia ma różne typy do wyboru. Jeśli do tego dorzucisz ziemniaki z wody zamiast frytek i surówkę z kiszonej kapusty, masz smaczny, niskokaloryczny posiłek.
Niektóre smażalnie funkcjonują tylko przez dwa miesiące i nie dba o klientów. Dobrze trafić do miejsca, które działa cały rok. W takich miejscach kuchnia dba o klienta, bo wie, że wrócisz.
Czego nie robić w smażalni?
Największy błąd? Pytać kelnera "co pan poleca". Odpowie ci to, co trzeba dziś sprzedać, a nie to, co najlepsze. Lepiej zapytaj: "Czego dziś zeszło najwięcej?" albo "Której ryby klienci zamawiają najwięcej?". Wtedy usłyszysz prawdę. Nie bój się też oceniać. Jeśli ryba jest niedosmażona, olej brudny, a rachunek z kosmosu, zostaw uczciwą opinię. Inni ci podziękują. A jeśli wszystko było tak, jak trzeba, tym też napisz.
Nigdy nie daj się nabrać na "świeżo mrożoną rybkę z kutra". Albo jest świeża, albo była mrożona. Trzeciej opcji nie ma.