Nie tylko chłodnik i cepeliny. W tym kraju znajdziesz mnóstwo innych przysmaków
Chociaż Litwa kojarzy się głównie z pielgrzymkami i zwiedzaniem obiektów kultu religijnego, to oferuje również wiele przyjemności dla naszych kubków smakowych. Odkrywanie Wilna warto zaplanować tak, by nie tylko zgubić się w malowniczych uliczkach, ale również odnaleźć zupełnie nowe smaki.
07.07.2024 | aktual.: 07.07.2024 14:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy myślimy o kuchni litewskiej, od razu pojawia się jedno skojarzenie: chłodnik. Na przełomie maja oraz czerwca Litwini pielęgnują tę tradycję, organizując wielki festyn, podczas którego miasto koloruje się na różowo. Kojarzysz słynny cytat z filmu "Chłopaki nie płaczką": "Jak będą odkręcać kran w kiblu, to ma z niego płynąć Johny Walker"? Na Festiwalu Chłodnika zupa płynie również z fontanny. Kolorowe wydarzenie ma nie tylko ucieszyć mieszkańców Wilna i wprowadzić ich w letni nastrój, ale przede wszystkim przykuć uwagę turystów. Wydaje się to być całkiem skuteczną strategią, bo w ubiegłym roku na festiwal przyjechało 15 tysięcy gości. Jednak Wilno to nie tylko chłodnik - ofertą gastronomiczną mogłoby zawstydzić niejedno miasto.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tradycyjne smaki i kuchnia nowoczesna
Wpływy kulturowe na przestrzeni wieków ukształtowały niepowtarzalną kuchnię Wilna. Wśród dań kuchni litewskiej można odkryć echa Tatarów, Karaimów, Żydów, a także kuchni greckiej, bizantyjskiej, osmańskiej, włoskiej, niemieckiej i francuskiej. To prawdziwy tygiel smaków, które często brzmią znajomo. Jednym z dań, które litewskie gospodynie przygotowują od pokoleń, są cepeliny. Charakterystyczne ziemniaczane kluski z mięsnym farszem doskonale znane są w północno-wschodniej Polsce. To wszystko sprawia, że wizyta w litewskich restauracjach nie odbywa się pod jednym wielkim znakiem zapytania - ma w sobie wiele drogowskazów, które znamy z polskiego podwórka.
Tak jak przez lata zmienia się Wilno, tak i podążają za tym kulinarne trendy. Na uliczkach Starego Miasta kupić można nie tylko tradycyjne kibiny, ale również wejść na burgera czy zamówić tajskie lody. W jednej uliczce znaleźć można instagramową kawiarnię, ozdobioną ogromną ilością sztucznych, różowych kwiatów oraz tradycyjną restaurację litewską, w której nieco zatrzymał się czas, a w menu goszczą przede wszystkim tradycyjne smaki.
Raj dla miłośników dobrego jedzenia
W Wilnie można zjeść naprawdę dobrze. Miejscem, które świetnie łączy tradycję z nowoczesnością, jest restauracja Ertlio Namas.
W naszej rodzinnej restauracji opowiadamy i smakujemy kulinarną historię Litwy sięgającą średniowiecza – autentyczną, wyrafinowaną i zaskakująco bogatą. Wyrafinowana kuchnia litewska inspirowana historią - czytam na stronie restauracji.
To właśnie tam spróbowałam dań, które nawiązywały do tradycji regionu. Podano je jednak w formie fine dinnigowej, zamieniając w małe dzieła sztuki. To nie jest miejsce, gdzie zupa szczawiowa sięga brzegów talerza. W środku jest przepiórka i proso. Na przystawkę zjadam salceson króliczy z chrzanem, rzodkiewką i marchewką. Do każdego dania dopisana jest historia produktów, podkreślając litewskość całej potrawy. Królik i przepiórka, bo dziczyzna często gościła na stołach, czy też buraki, marchewka i chrzan, bo przed latem w piwnicach znaleźć można było tylko warzywa korzeniowe. Menu jest sezonowe, więc gdybym wróciła tam teraz, zaserwowano by coś zupełnie innego.
Są kelnerki pod muszką z litewskim motywem, opowiadające o potrawach i dobranych do nich winach, białe obrusy, kieliszki i sztućce. Klimat raczej cichych rozmów i celebrowania urodzin niż swobodnych spotkań ze znajomymi.
Na luźniejszą atmosferę można liczyć na przykład w Momo Grill. Skórzane fartuchy obsługi, brązowe futerały na sztućce i klimat, który pewnie kiedyś określano jako hipsterski. Na stole pojawia się zupa pieczarkowa w formie kremu, po której wysyłam wiadomość do męża "najlepsza w życiu". Później pstrąg łososiowy z purée i idziemy dalej. Fani pięknych zdjęć na Instagramie powinni odwiedzić Panama Food Garden, gdzie sala restauracyjna jest po prostu szklarnią pełną zieleni.
Wnętrze robi wrażenie, na stole pojawiają się stek z tuńczyka i tatar. Podane na pięknych talerzach z dużą ilością zieleni. Jest dobrze, całkiem smacznie, ale w tym miejscu nie chodzi o sam smak, a doznania estetyczne. Tutaj w menu również nie ma chłodnika czy cepelinów.
Gastronomiczna podróż
Wieczorem, a był to środek tygodnia, uliczki Starego Miasta nie pustoszeją. Wzdłuż jednej z nich gromadzą się tłumy wilnian, którzy piją piwo i głośno rozmawiają. Przyznam, że wcześniej Wilno kojarzyło mi się głównie z Ostrą Bramą, Mickiewiczem i Matką Boską. Oczywiście, te akcenty widać wszędzie - pomniki, tabliczki i magnesy. Ale to miejsce nie tylko dla turystów w średnim wieku. W Wilnie dzieje się dużo, a ciekawe restauracje znaleźć można na każdym rogu. To świetne miejsce na city break i pyszną gastronomiczną podróż, która może odczarować litewską kuchnię tradycyjną i pokazać jej nowe oblicze.
Niezależna opinia redakcji. Organizatorem wyjazdu była firma Lithuania Travel.
Ewa Malinowska, dziennikarka Wirtualnej Polski