Prowadzą polską restaurację w Tajlandii. Opowiedzieli, z czym mieli największy problem, przygotowując tam pierogi
Do Garden 94 - polskiej restauracji działającej w Hua Hin - trafiłam po tym, jak przypadkowo napotkany Taj polecił mi serwowane tam placki ziemniaczane. W obliczu tak bądź co bądź niespotykanej rekomendacji nie mogłam tam nie wstąpić. Sprawdziłam, jak smakują pierogi lepione w tropikach i podpytałam właścicieli, jak to jest prowadzić gastronomiczny biznes na końcu świata.
07.01.2024 | aktual.: 07.01.2024 12:38
Restauracja Garden 94 od imprezowego centrum Hua Hin (turystycznego miasta położonego nad Zatoką Tajlandzką) oddalona jest o kilka minut spacerem. Nie słychać tutaj donośnej muzyki, nie trzeba przekrzykiwać się i przeciskać między stolikami. Po przekroczeniu progu restauracji wita nas ogród pełen pnących roślin, które w klimacie nieznającym litości dają przyjemną ochłodę. O tym ogrodzie właśnie mowa w nazwie lokalu (garden w języku angielskim oznacza ogród), natomiast nr 94 jest oznaczeniem ulicy, przy której się znajduje (Soi 94). Knajpę prowadzą dwie pary: Magda i Robert oraz Magdalena i Marcin, którzy dołączyli kilka miesięcy temu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Biznes na końcu świata
"Okazało się, że dania są nawet lepsze od tych w Polsce", "Absolutna rozkosz", a nawet: "Najlepsza restauracja w Hua Hin" - możemy przeczytać w nielicznych (jeszcze) opiniach na temat Garden 94 w internecie. Nielicznych, bo Magda i Robert z restauracyjnym biznesem w Hua Hin ruszyli niedawno, w marcu 2023 roku. Mimo że lokal zdaje się dopiero raczkować, nie jest to pierwszy taki biznes restauratorów z Polski. Obie pary przez lata prowadziły dobrze prosperujące restauracje w Irlandii. Coś jednak sprawiło, że porzucili wszystko, by znaleźć swoje miejsce na drugim końcu świata. Magdalena i Marcin w Tajlandii zamieszkali kilka miesięcy temu, natomiast Magda i Robert żyją tu od ponad czterech lat.
– Do Tajlandii przyjechaliśmy na wakacje. Po którymś pobycie stwierdziliśmy, że czas zmienić klimat. Tajlandia tak bardzo nam się spodobała, że przeprowadziliśmy się właśnie tutaj – opowiadają Magda i Robert.
Na wyspie Koh Lanta (zachodnie wybrzeże Tajlandii) prowadzili lokal, w którym serwowali głównie dania z grilla. Wtedy nie myśleli o tym, żeby zająć się stricte polską kuchnią. Dopiero w wyniku zainteresowania turystów rodzimymi specjałami idea ta zaczęła kiełkować w ich głowach. Jak wspomina dzisiaj Robert, obok burgerów, steków i pad thaia, gdzieś spod lady, serwował turystom polskie rarytasy "na specjalne życzenie".
– Polacy, którzy spędzali wakacje na wyspie, przychodzili do nas i mówili, że zjedliby a to rosołek, a to pomidorową. I tak Robert gotował dla nich sporadycznie to takie, to inne dania – dodaje Magda.
Polska restauracja w Tajlandii. Co gościom smakuje najbardziej?
I z tym pomysłem przyjechali do Hua Hin. W Garden 94 polskie pozycje pojawiały się stopniowo. Początkowo przeważała kuchnia tajska, były też burgery. W listopadzie 2023 roku karta przeszła gruntowny "remont", pojawiło się więcej polskich potraw, zniknęło kilka tajskich. Polskie - zdradza Magda - sprzedają się najlepiej.
– Ale tajskie też musimy mieć – wtrąca Robert.– Nawet jeśli Polacy przyjeżdżają tutaj na wakacje, to jeśli są pierwszy czy drugi dzień w Tajlandii, to niekoniecznie chcą jeść polskie jedzenie.
Ale nie tylko Polacy przekraczają progi ogrodu przy 94 ulicy. Ciekawość przyciąga wszystkich – tak samo Tajów czy Chińczyków, jak i Europejczyków oraz mieszane europejsko-azjatyckie pary. Co smakuje im najbardziej? Robert wylicza, że faworytami są placki ziemniaczane z gulaszem. Tych sprzedają najwięcej. Na drugim miejscu plasują się pierogi ruskie, a podium zamykają ex aequo schabowy i kopytka.
– Tajom smakują nasze zupy, ale nie wszyscy lubią żurek. Nie odpowiada im smak zakwasu. Natomiast zdarza się, że Tajki, jak zamawiają kopytka, to z nadzieniem truskawkowym do pierogów – dodaje z Magda.
Pierogi w tropikach. Jak smakują polskie dania serwowane przez Tajów?
Sama próbowałam kilku dań z Garden 94 i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że w tropikach odnalazłam autentyczne, polskie smaki. Pikantne i aromatyczne flaki, rozpływające się w ustach pierogi z mięsem i gołąbki tak smaczne, że trudno o nich zapomnieć. Jednak jeszcze bardziej niż smak dań zaskakuje to, że przyrządzają je w głównej mierze... Tajowie (a dokładniej dwie Tajki - Amy i Aya oraz w połowie Taj, w połowie Brytyjczyk - Jet).
– Bardzo szybko złapali "ten" smak. Pamiętam, jak kiedyś mama Roberta pochwaliła go za flaki. Mówiła, że były najlepsze, jakie jadła. A Robert musiał przyznać, że to nie on gotował, tylko Jet – opowiada Magda. - A jak Jet zrobił pomidorową, to dla mnie była to najlepsza pomidorowa na świecie.
Za recepturami, owszem, stoją Robert i Marcin, którzy na zmianę pełnią funkcje szefów kuchni. Jednak lwią część pracy na co dzień wykonują Jet, Amy i Aya. To oni doprawiają flaki, smażą schabowe, lepią pierogi. I jak przyznają moi rozmówcy, bywa, że wychodzi im to lepiej niż polskim szefom.
– Ale zdarzają się też wpadki – dodaje Marcin. – Jak wprowadzamy nowy produkt, to zwykle pojawia się problem z przygotowaniem go. Dlatego wszystkiego musimy wcześniej próbować. Ale ekipa jest zgrana, zdolna, dobrze sobie radzą – podsumowuje szef kuchni, współwłaściciel.
Amy zdradza, że z polskich produktów najbardziej upodobała sobie kaszę gryczaną. Natomiast Jet uwielbia żurek, gołąbki i pierogi, ale krzywi się, kiedy pytam o flaki. Gotuje je, doprawia, próbuje, ale na tym koniec. Magda dodaje, że flaki, rzeczywiście, jadają jedynie Polacy. Przypomina sobie, że raz zamówił je obcokrajowiec, ale przez przypadek i zostawił danie nietknięte.
Perypetie
Ekipę w Garden 94 tworzy również Pen - niezwykle uprzejma i doskonale mówiąca po angielsku kelnerka. Ale zrekrutowanie takiej załogi - jak zdradzają moi rozmówcy - było twardym orzechem do zgryzienia.
– Najpierw wystawia się ogłoszenie. Na ogłoszenie odpowiada, powiedzmy, 15 osób. Na spotkanie finalnie przychodzą trzy, z czego dwie w ogóle nie mówią po angielsku – podsumowuje Robert. – Ale i tak w Hua Hin nie było tak ciężko, jak na Koh Lancie. Tam znalezienie pracownika, który mówiłby po angielsku, graniczyło z cudem – dodaje Magda.
Problematyczna jest również ograniczona dostępność wielu produktów. Robert i Marcin wyliczają, że mowa przede wszystkim o chrzanie w słoiczku, suszonych grzybach i śledziach, które przywożą im znajomi z Polski. Trudno jest również o kapustę kiszoną - tę oraz kiszone ogórki przygotowują samodzielnie, podobnie zakwas na żurek i wędliny (wędzą na zamówienie). Kiedy Magda i Robert prowadzili lokal na Koh Lancie, ser do pierogów ruskich robili sami. Tutaj, w Hua Hin, znaleźli dobrego dostawcę. Również chleb jest domowej roboty. Kupują go od Polaka, który zajmuje się wypiekaniem pieczywa. Za to niełatwym zadaniem było znalezienie mąki do pierogów.
– Trzy lata temu pierwszy raz lepiliśmy tutaj pierogi, przed Wigilią. Jak rozwałkowałem ciasto i wyciąłem krążki, to one skurczyły się i zrobiły się z nich pączki – opowiada z rozbawieniem Robert. – Próbowaliśmy różnych sposobów – wtóruje Magda. – W końcu poprosiliśmy naszą znajomą Polkę, która lepi pierogi w Bangkoku, żeby pokazała nam, jakiej mąki używa. Dopiero wtedy się udało, ale wcześniej przetestowaliśmy chyba sześć różnych mąk.
Co zjemy w Garden 94? I ile za to zapłacimy?
Karta w Garden 94 podzielona jest na część polską i tajską. W menu znajdziemy też zestawy dla dzieci, sałatki i napoje, w tym świeżo wyciskane soki, kawy, herbaty, alkohole. Pod kategorią "Zupy" wyróżniono flaki za 150 batów (ok. 17 zł), żurek za 140 batów (ok. 16 zł) i pomidorową za 120 batów (niecałe 14 zł). Wśród kilkunastu pozycji "Dań głównych" znajdziemy m.in. schabowego z ziemniakami (lub frytkami) i surówką za 240 batów (ok. 28 zł), mielone w takim samym zestawie za 230 batów (ok. 27 zł), gołąbki za 240 batów, placki ziemniaczane z gulaszem wieprzowym za 220 batów (25 zł), a także pierogi za 260 batów (ok. 30 zł), do wyboru ruskie, z truskawkami, z mięsem i kapustą z grzybami.
Karina Czernik, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zobacz także