Spróbowałam mięsa bobra. Na Litwie to prawdziwy przysmak
Kiedy myślę Litwa - widzę chłodnik i cepeliny. To dość oczywiste symbole kuchni naszych sąsiadów, jednak w tradycji zapisały się również inne przysmaki. Wśród nich jest bobrzyna, czyli nic innego jak mięso bobra. Wiele osób na samą myśl się wzdryga, ale w kuchni litewskiej to prawdziwy rarytas od wieków.
Dla wielu osób może to brzmieć egzotycznie, a nawet dziwnie, ale na Litwie bobry były tak popularne, jak u nas dziczyzna. Tradycja spożywania bobrzyny sięga tam wieków i do dziś jest żywa w niektórych regionach. Robiło się z nich pasztety, kiełbasę, szaszłyki czy zupę. Kiedy w tradycyjnej restauracji jeden z towarzyszy zamówił mięso z bobra, nie mogłam odmówić spróbowania tego przysmaku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chrupiący bakłażan nadziewam na patyki do szaszłyków. Tym roladkom nie sposób się oprzeć
Skąd wzięło się mięso bobra?
Kościół nakazuje, aby w piątki oraz w czasie postu zachować wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Rozpasana szlachta szukała jednak sposobów, aby nieco nagiąć kościelne zasady. Jak wiadomo, w trakcie postu spożywać można ryby. Ogon bobra pokryty jest łuską, więc trochę naciągano zasady i traktowano to zwierzę jak rybę. Dzięki temu szlachta nie musiała jeść w piątki ziemniaków jak chłopi, a po prostu piekła bobra.
W Polsce bóbr jest gatunkiem chronionym, jednak w krajach bałtyckich to przysmak, który nieco już odszedł w zapomnienie. Znaleźć go można jednak w tradycyjnych restauracjach, jak znajdująca się w Wilnie restauracja Lokys. Lokal specjalizuje się w kuchni myśliwskiej, która na Litwie odgrywała bardzo ważną rolę. Wśród dziczyzny, która nie budzi w nas większego zdumienia, znaleźć można pozycje z mięsem bobra.
Tradycyjna kuchnia litewska
Wystrój restauracji trochę zatrzymał się w czasie, zapewniając kulinarną podróż do tradycji Litwy. Miejsce to powstało jeszcze za czasów Barbary Radziwiłłówny. Piwnice restauracji dalej pełnią funkcję z XV wieku. Miejsce ma niewątpliwie swój wyjątkowy klimat. Pieczę nad restauracją pełni ta sama rodzina od 1972 roku i wydaje się, że czas trochę tutaj stanął w miejscu. Właściciele postawili sobie ambitny cel: odtworzenie dań kuchni litewskiej z czasów Wielkich Książąt Litewskich. Menu restauracji (dostępne również w języku polskim) przenosi nas w podróż do przeszłości, pozwalając skosztować potraw, które mogły gościć na stołach władców takich jak Giedymin czy Witold.
Chwilę po zasiądnięciu do stołu pojawia się koszyk z chlebem. Litewskim oczywiście, żytnim, z wyczuwalnym kminkiem, do tego biała bułka i paluchy inspirowane grissini. Chleb dla Litwinów to niemal świętość - są z niego bardzo dumni i chętnie częstują turystów. W karcie króluje dziczyzna, nawet tradycyjne cepeliny są nią nadziane. Porcje są spore, trochę jakbyśmy odwiedzali litewską babcię. Hojnie, syto, dość ciężko i tłusto - bo tak właśnie przyjmowano gości.
Nie jestem na tyle odważna, aby zamówić danie z bobrem w roli głównej. Kiedy jednak pojawia się na stole, zamówione przez innego gościa, próbuję kawałek. To mięso specyficzne, podobno bardzo trudne w przygotowaniu, bo twarde. W tym wydaniu przypomina w swojej formie szarpaną wieprzowinę, ale w smaku bliżej mu do wołowiny. Jest jednak słodkie, dość ciężkie i szczerze mówiąc niespecjalnie porywające. O wiele lepszy okazuje się stek wołowy czy też cepeliny.
Restauracja Lokys to nie tylko kulinarna podróż w czasie. To również doskonałe miejsce, aby zaopatrzyć się w lokalne specjały. Przy restauracji działa bowiem sklepik, oferujący szeroki wybór produktów pochodzących od litewskich rolników. Jeśli chcesz poznać tradycyjną kuchnię litewską, przenieść się w czasie i przy tym naprawdę porządnie najeść, to Lokys zdecydowanie staje się miejscem idealnym na obiad.
Niezależna opinia redakcji. Organizatorem wyjazdu była firma Lithuania Travel.
Ewa Malinowska, dziennikarka Wirtualnej Polski