Ustawiają się po nie kolejki. Na sam widok dentyści zacierają ręce
Mogłoby się wydawać, że odpusty parafialne są reliktem przeszłości. Nic bardziej mylnego. Tradycja wciąż jest kultywowana w wielu miejscach. To domena głównie małych miasteczek i wsi, gdzie odpusty są okazją do integracji mieszkańców i oderwania od codziennych obowiązków. Dziś przyciągają nie tylko wiernych, ale również turystów.
15.08.2024 | aktual.: 15.08.2024 12:22
Dla wielu osób odpust parafialny to miłe wspomnienie dzieciństwa i wizyt u babci. Chociaż korzenie odpustu sięgają głęboko tradycji Kościoła, jego współczesna odsłona bardziej kojarzy się z festynem niż nabożeństwem. Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że impreza nazywać się powinna "rozpustą" zamiast "odpustem". Jest kolorowo, słodko i zdecydowanie mało dietetycznie. Nie brakuje regionalnych przysmaków, których próżno dziś szukać w sklepach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czas się zatrzymał
Jadąc na Krupówki, oglądamy importowane z Chin zabawki, na jarmarku w Gdańsku możemy zjeść oscypka, a przy wejściu na plażę stojaki uginają się od plastikowych gadżetów. Do tego wszędzie kebaby, hot dogi i hamburgery, często kiepskiej jakości. Odpust parafialny w Żółkiewce na Lubelszczyźnie to zupełnie inna historia.
Chociaż sam odpust to przede wszystkim święto patrona parafii - św. Wawrzyńca, to jednak większość ludzi czeka kolorowe stragany, wieczorną zabawę nad zalewem, zabawki i łakocie. Tak też było w Żółkiewce, gdzie stoły uginały się pod ciężarem regionalnych przysmaków. Tutaj czas się zatrzymał. Oczywiście są i pluszowe gęsi, robiące od kilku sezonów furorę wśród najmłodszych, ale klimat pozostał taki sam jak kilkadziesiąt lat temu.
Jest uwielbiana przez dzieci wata cukrowa, po którą przed laty ustawiały się kolejki. Kupić można też popcorn czy lody włoskie. Wygląda to tak samo, jak 20 czy 30 lat temu.
Kultowa szczypa i cukrowe rybki
Jak na Lubelszczyznę przystało, odpust parafialny nie może obejść się bez regionalnych słodkości. Wśród nich wyraźnie dominuje szczypa, którą znaleźć można niemal we wszystkich kolorach tęczy. Jej podstawą jest masa cukrowa, do której dodawane są barwniki spożywcze oraz aromaty. Nazwa pochodzi od kształtu cukierka, przypominającej szczapę (czyli szczypę) drewna, które służy do rozpalania ogniska. Jest kolorowa, chrupiąca i słodka, więc szybko rozkochuje w sobie dziecięce buzie. Cały worek kosztował 25 zł, a każdy kolor był o innym smaku, żeby nie było zbyt nudno.
Cukrowe rybki to przysmak, który doskonale pamiętają nawet nasze mamy. Są kolorowe, kruche i przede wszystkim słodkie. To przysmak, który przyprawia o palpitację serca dietetyków, ale dentyści na sam widok zacierają ręce. Rybki nie dość, że są niesamowicie słodkie, to na dodatek zdarzają się być też bardzo twarde. Niejedno dziecko straciło na nim swojego mleczaka, więc lepiej zachować ostrożność. Na szczęście za 5 złotych udało mi się upolować idealnie kruche i delikatne cukierki.
Podróż do dzieciństwa
Na widok składu można tylko wzruszyć ramionami i po prostu przymknąć oko. Chociaż sklepowe półki uginają się pod ciężarem wszelakich cukierków i ciasteczek, to właśnie odpustowe łakocie smakują najlepiej. Mają w sobie coś, czego nie da się wyprodukować w żadnym innym miejscu - solidną porcję sentymentu i miłych wspomnień z dziecięcych lat.
Rozglądając się za wakacyjnymi wydarzeniami, warto zwrócić uwagę również na niepozorne jarmarki i odpusty. A jeśli przy okazji wpadniemy w rodzinne strony i odwiedzimy dawno niewidzianych bliskich, to żaden Opener czy Pol'and'Rock nie może się z nimi równać.
Ewa Malinowska, dziennikarka Wirtualnej Polski