W "Azji Express" zjadła najdziwniejszą rzecz w życiu. Jest obrzydliwa, a kosztuje nawet 11 tys. zł za kilogram
O idei niemarnowania jedzenia mówi głośno od lat, nie bojąc się wskazywać częste grzeszki w polskich kuchniach. Sama też przyznaje się do błędów w organizacji kuchni, wskazując, jak potknięcie przekuć w smakowity sukces. Jak gotuje bez resztek? Jak ocenia jedzenie w trasie w programie "Azja Express", w którym wzięła udział? I przede wszystkim, jakie sprytne pomysły Jagna Niedzielska ma dla nas na co dzień?
16.11.2024 | aktual.: 16.11.2024 12:40
Magdalena Pomorska, Pyszności: Najczęściej marnowane produkty to m.in. pieczywo, owoce i warzywa. Na co dzień edukujesz, jak jeść i funkcjonować w kuchni bez resztek. Co każdy powinien wiedzieć o organizacji przestrzeni w kuchni? Jak nie przegapiać i ochronić w odpowiednim momencie produkty przed zmarnowaniem?
Jagna Niedzielska: Bardzo ważna jest widoczność tych produktów — mówiąc wprost — dla naszych oczu. Mocno zastanowiłabym się, jak meblujemy naszą lodówkę. Powstały oczywiście poradniki, które mówią: tu powinien być nabiał, tam inny produkt. Absolutnie się z tym nie zgadzam, bo każda lodówka jest inna. To nasz teren, nasze produkty i my powinniśmy sobie zaaranżować przestrzeń w taki sposób, żeby widzieć to, czego używamy. A wszystko w kategoriach: częściej, rzadziej, najrzadziej. To zapamiętajmy. Nie kupujmy też produktów używanych najrzadziej na zapas.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Magdalena Pomorska: Do kosza trafiają niesłusznie te mniej nieoczywiste rzeczy, jak chociażby gotowe sosy. Kupujemy je pod wpływem chwili, a później stoją. Masz jakiś pyszny patent na ich wykorzystanie?
Jagna Niedzielska: Jeśli już kupimy produkt używany rzadko, korzystając z promocji czy na wyprzedaży, to nasza czujność powinna być podwójna. Pamiętajmy też o tym, że jeżeli taki produkt w szafce czy lodówce nie jest dobrze widoczny, a zostanie otworzony, to później kolejny otworzony przez nieuwagę, rodzi już spory problem. W ostateczności na pewno przerzuciłabym sobie resztki, np. gotowych sosów z oryginalnego plastikowego opakowania do szklanego słoika i przechowywała w sposób pomagający ocenić, ile czego faktycznie mamy.
Jest takie polskie zamiłowanie do pozostałości właśnie w słoiczkach, prawda? Troszkę tam jalapeno, troszkę kaparów czy odrobina musztardy. W lodówkach i szafkach mamy takie różne resztki, często dosłownie na dnie. I to jest świetny sposób, żeby wykorzystać ten słoik jako shaker, dorzucić standardowe produkty, a z tego wszystkiego ekspresowo powstanie jakiś nowy sos czy dressing. Do produktów suchych albo jako dodatek do chrupiących warzyw.
Magdalena Pomorska: A jak często przeglądać kuchenne szafki i zaglądać do tych najdalszych miejsc w lodówce?
Jagna Niedzielska: Zacznijmy od tego, żeby chociaż raz w życiu każdy policzył, ile ma produktów w jednej szufladzie. Już nie mówię o lodówce, bo u mnie wyszło ponad sto produktów w jednej szafce i to jest naprawdę strasznie dużo. Jestem przekonana, że większość — zakładam, że 9 na 10 osób — nigdy czegoś takiego nie zrobiła. Zróbmy sobie takie remanenty, by sprawdzić, co jest w szafkach. Naprawdę okaże się, że trzeba do nich częściej zaglądać.
Lodówka jest czymś takim, co sprawdzamy raczej codziennie. Ale czasami mam też wrażenie, że to jest miejsce dumania i wypuszczania tego chłodnego powietrza, co powoduje, że urządzenie musi zżerać więcej energii, żeby schłodzić to wszystko, co jest w środku. Więc nie patrzymy bezwiednie, a każde otwarcie traktujmy jako okazja do zorientowania się, co się kończy, a czego jest w nadmiarze. Nie stójmy, nie analizujmy, tylko się zorientujmy. I co ważne – błagam: zamrażalnik raz na miesiąc też powinien być przeglądany.
Magdalena Pomorska: Mamy mocną tendencję do robienia zapasów, ale fajny nawyk to przetwory. Masz jakieś ulubione?
Jagna Niedzielska: Ostatnio powiem szczerze, że nie mam kompletnie czasu ich robić. Działam w tym temacie na planie zdjęciowym do mojego programu "Sprytne Pomysły Jagny" i tam odrabiam te lekcje. W domu teraz panuje minimalizm, czyli wykorzystujemy absolutnie to, co mamy, a przyjdzie moment na zapasy i na te przetwory. Nie boję się korzystać z gotowców, jeżeli mają dobre składy, i absolutnie głośno o tym mówię.
Faktem jest, że w mojej kuchni zawsze jakieś warzywo piklowane musi być, nieważne jakie, czy to będzie kalafior, czy to będzie dynia, czy to będzie marchewka, może być też miks. Zawsze mam ogórki kiszone, zawsze mam passatę czy inne pomidorowe przetwory. Stosuję tzw. zapasową kuchnię, ale musi być różnorodna. Zależy mi, aby warzywa były i w zamrażalniku, i świeże, i w formie puszek. Nie boję się puszek, bo przykładowo fasolka też zawsze jest u mnie w puszce. Służy mi i uważam, że jest mniej wzdymająca, niż taka, którą sobie ugotujemy. Własne przetwory, które uwielbiam to też marynowane grzybki.
Magdalena Pomorska: Wspomniałaś o programie, czym zaskoczysz widzów w nowej roli i co ciebie samą zaskoczyło w takim formacie wchodzenia do kuchni uczestników?
Jagna Niedzielska: Mam wrażenie, że ten program już na etapie realizacji jest dla mnie zaskakujący. Zgodnie z produkcją przyznaję, że aż kipi informacjami. Cały czas zastanawiamy się, jak miękko sprzedawać te wszystkie porady. Jest informacja za informacją, podpowiedź za podpowiedzią, pomysł za pomysłem. Nie zaskoczę was na pewno tym, że po prostu kocham ludzi i myślę, że to pokażemy. Cieszę się, że wchodzimy do domów bohaterów, którzy zgłosili się w castingu. Że odwiedzamy ich domy, pokazujemy na ich terenie, co mogą zrobić, jakie pomysły im będą potrzebne. Na pewno widzowie znajdą właśnie swój odpowiednik bohatera. I myślę, że to jest jeden z najbardziej praktycznych programów kulinarnych, jaki powstał albo powstanie.
Magdalena Pomorska: Szerszej publiczności dałaś się też poznać w programie "Azja Express". Co najdziwniejszego albo najmniej smacznego jadłaś w trakcie jego realizacji?
Jagna Niedzielska: Nie mogę jeszcze powiedzieć wszystkiego, natomiast na pewno to, co jadłam, co było obrzydliwe, to był ogórek morski [tzw. strzykwa, morskie zwierzę, które przypomina ogórka i kosztuje ok. 11 tys. zł/kg — przyp. red.]. Wygląda jak kapeć z grubą skórą, z mchem na wierzchu, a w środku jest jak taka kalmarowa galareta. Z jednej strony jest więc twardy, z drugiej strony dziwnie miękki i śliski. A, mówiąc wprost, obrzydliwy. To najdziwniejsza rzecz, jaką jadłam w życiu. Daleko mu było jednak do najobrzydliwszej rzeczy, jaką jadłam w życiu. 12 lat temu mój kolega kucharz nie dosmażył baranich jaj i zdarzyło mi się kąsnąć.
Magdalena Pomorska: A czy umiejętność gotowania i znajomość kuchni świata pomogły ci w programie?
Jagna Niedzielska: Kuchnia filipińska jest przesłodzona – ma bardzo dużo cukru. Pamiętam, że nawet jak ktoś mnie poczęstował chipsami o smaku jajka, to one były tak słodkie, że nie wiedziałam, czy jem sernik, czy jem właśnie jajko. Myślę, że moje doświadczenie jedzeniowe i w ogóle jakaś taka ogólna wiedza na temat gotowania pomogła mi na pewno w ciekawości do tego świata. I pokochałam ich lokalną kuchnię, nie dzieląc jej, czy ona powinna być wegetariańska, czy nie. Mogłam lepiej zrozumieć ich zwyczaje i sposób jedzenia naturalnie związany z tym, co daje im Ziemia. Żyją i jedzą lokalnie – to naprawdę piękne połączenie. My już nie możemy żyć w takim nienaruszonym, zamkniętym świecie. W ich regionie jeszcze się to udaje i bardzo tego pilnują.
Magdalena Pomorska: A za jakimi smakami tęskniłaś? Czy to były twoje rodzime proziaki z Podkarpacia?
Jagna Niedzielska: Za wszystkim tęskniłam (uśmiech). Ja byłam tak głodna, że jak ja wróciłam, to mam wrażenie, że dopaminowo jadłam, bo mi tam brakowało jedzenia ogólnie. Ale chyba największa tęsknota była za pierogami ruskimi, chociaż obecnie łączę je z bardzo dziwnymi rzeczami, m.in. z sosem sojowym czy sałatkami azjatyckimi.