Zamówiłam obiad w kultowej knajpie w Bieszczadach. Byłam zaskoczona, co znalazłam w zupie
Każdy, kto choć raz był w Bieszczadach, z pewnością słyszał o Siekierezadzie w Cisnej. Jest to bez wątpienia miejsce kultowe, które na stałe wpisało się w krajobraz tego regionu. Wzmianki o nim znajdziemy nawet w turystycznych przewodnikach.
Początki Siekierezady sięgają lat 90. ubiegłego wieku. Początkowo była to po prostu pijalnia piwa. Nazwa lokalu nawiązuje do tytułu powieści Edwarda Stachury "Siekierezada albo Zima Leśnych Ludzi". Wnętrze bardziej przypomina galerię sztuki niż klasyczną restaurację czy karczmę. Drewniane rzeźby przedstawiające diabły, portrety bieszczadzkich zakapiorów i ludzi związanych z tym regionem, obrazy lokalnych artystów, łowieckie trofea. I oczywiście masywne stoły z wbitymi siekierami - symbol Siekierezady. Właśnie ten klimat, nieco mroczny, surowy, nadaje temu miejscu wyjątkowego charakteru i przyciąga zarówno turystów, jak i okolicznych mieszkańców.
Mimo że w sezonie trudno znaleźć wolny stolik, Siekierezada zachowuje ducha — dania są domowe, porcje solidne, ceny przystępne, a obsługa sprawna, nawet gdy lokal pęka w szwach.
Bitki wieprzowe w sosie własnym. Znikają z talerza w mgnieniu oka
Siekierezada to jedno z moich ulubionych miejsc na kulinarnej mapie Bieszczad. Zawsze chętnie tu wracam. Menu jest krótkie, bazuje na lokalnych składnikach. W karcie znajdziemy zarówno polskie klasyki takie jak rosół, flaki, schabowe czy pierogi, jak i regionalne przysmaki z fuczkami, kwaśnicą i tarciuchem na czele.
Kwaśnica z niespodzianką
Podczas ostatniej wizyty w popularnej "Siekierze" zdecydowałam się właśnie na tarciucha, czyli babkę ziemniaczaną z sosem z grzybów leśnych; mąż wybrał wersję z gulaszem. W menu są jeszcze dostępne opcje z sosem śmietanowo-boczkowym i z samą śmietaną. Do tego obowiązkowo kwaśnica i czerwony barszcz z uszkami. Zamówienia składa się przy barze. Czas oczekiwania, mimo sporego ruchu, nie jest długi.
A co ze smakiem? Chyba jeszcze nigdy się nie zawiedliśmy. Sos grzybowy był aromatyczny, kremowy, "napakowany" świeżymi borowikami. Nic dziwnego, trafiliśmy tu jesienią, kiedy bieszczadzkie lasy są pełne grzybów. Gulasz również trzymał poziom, był świetnie doprawiony, a kawałki mięsa dosłownie rozpływały się w ustach. Porcje były spore, w sam raz, żeby uzupełnić siły po zejściu ze szlaku i rozgrzać się, zwłaszcza że pogoda tym razem nas nie rozpieszczała.
Kwaśnica? Jak sama nazwa wskazuje, była bardzo kwaśna, taka jak lubię. Wyrazista, aromatyczna i z mięsną wkładką. Jedna z lepszych, jakie jadłam. W misce, poza żeberkiem, czekała na mnie też inna niespodzianka. W swojej porcji znalazłam aż 16 kulek ziela angielskiego! Tak, szesnaście! Nie czepiam się, bo polowanie na kolejne kulki było dość ekscytującym doświadczeniem. Doceniam naturalny smak i fakt, że kucharz nie szczędził przypraw.
Paragon grozy? Nie tym razem
Godne pochwały są również ceny. Nie oszukujmy się, w turystycznych miejscach raczej tanio nie jest. Jednak na tle innych modnych lokali w Bieszczadach, Siekierezada wypada całkiem dobrze. Za dwie zupy i dwa dania główne oraz kufel grzanego wina zapłaciliśmy 165 zł. Czy wrócimy tu po raz kolejny? Z pewnością, zarówno dla smaku, jak i niepowtarzalnego klimatu tego miejsca.
Tak jak ktoś kiedyś powiedział: raz się tu przyjeżdża, a potem tylko wraca. Jeśli będziesz w Cisnej, uwzględnij Siekierezadę w swoim planie. Nie dla wystroju (choć jest wyjątkowy), nie dla "insta-momentu" (choć zdjęcia wychodzą świetnie), ale właśnie dla jedzenia i tej atmosfery.
Katarzyna Gileta, Wydawczyni Pyszności.pl