Zabrałam rodzinę na obiad do Polańczyka. Kiedy otworzyłam menu, parsknęłam śmiechem
Choć majowa aura w tym roku nas nie rozpieszcza, trudno odmówić sobie krótkiego wypadu w jakiś piękny zakątek Polski. Spędziłam więc z rodziną kilka dni w Bieszczadach i nad Soliną. Na jeden z obiadów wybraliśmy się do znanej w regionie Oberży Zakapior w Polańczyku.
Zakapior to miejsce z duszą. Drewniane belki, regionalne dekoracje, portrety bieszczadzkich zakapiorów na ścianach. Atmosfera jak z opowieści o dawnych czasach, kiedy Bieszczady były miejscem dzikim i niedostępnym. Właśnie tam trafiłam na danie, które długo zostanie mi w pamięci. I to nie tylko przez nazwę, która w pierwszej chwili wywołała śmiech mój i moich towarzyszy. "Zupa-dupa" brzmi jak żart przy ognisku, ale na talerzu okazała się jednym z najbardziej zaskakujących i pysznych połączeń smaków, jakich ostatnio próbowałam.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Młodą kapustę wkładam do piekarnika z kawałkami mięsa. Rodzina błaga o dokładki
Nazwa wywołuje śmiech, ale smak zachwyca
Nie oszukujmy się, zupę-dupę zamówiłam głównie z ciekawości. Jednak był to strzał w dziesiątkę. Lubię gęste zawiesiste zupy i tym razem się nie rozczarowałam. Gęsty, ciemny wywar z borowików i suszonych śliwek to połączenie, które idealnie oddaje charakter Bieszczad: głęboki i nieoczywisty. Grzyby nadają tu intensywnego, leśnego aromatu, a śliwki – lekkiej słodyczy i kwaskowatości, która świetnie przełamuje całość. W środku znajdziemy też kluseczki w formie łazanek i kawałki boczku. Za porcję gorącej i wyrazistej zupy trzeba zapłacić 33 złote. A skąd właściwie wzięła się ta oryginalna nazwa? Otóż, jak się dowiedziałam, dawniej w regionie borowiki nazywano "dupkami". Ot, i zagadka rozwiązana.
Zupa-dupa to więcej niż tylko kulinarna ciekawostka – to dowód na to, że regionalna kuchnia potrafi zaskakiwać nie tylko formą, ale przede wszystkim smakiem. Jest sycąca, rozgrzewająca i tak wyrazista, że z łatwością może konkurować z niejednym daniem głównym. Jednak na zupie-dupie nie poprzestaliśmy.
Kompromis między tradycją a nowoczesnością
W menu Oberży Zakapior znajdziemy zarówno klasyki polskiej kuchni, jak i dania inspirowane tradycją kulinarną dawnych mieszkańców Bieszczad – Bojków i Łemków. W rozmowie z WP Kuchnia właściciel lokalu zdradził kiedyś, że dotarł do oryginalnych historycznych receptur. Najstarsze pochodziły z XVIII wieku.
Mieliśmy dylemat – trzymać się tradycyjnych receptur, czy trochę je unowocześnić. Poszliśmy na kompromis – opowiadał Adam Radwański.
W karcie znajdziemy więc pozycje takie jak kisełycia (bieszczadzki żur z ziemniakami i grzybami leśnymi), werenyky hryczane (pierogi z kaszą gryczaną, cebulą, pokrzywą i czosnkiem niedźwiedzim) czy fuczki (placki z kapusty kiszonej). Również miłośnicy dziczyzny znajdą coś dla siebie - pieczeń z dzika, gulasz z sarny czy burger z jelenia, serwowany na proziaku zadowolą podniebienie niejednego mięsożercy.
Tym razem zdecydowaliśmy się jednak na placki Zakapiora, tradycyjnego schaboszczaka oraz hryczanyki z zasmażaną kapustą i sosem grzybowym. Porcje w Zakapiorze są konkretne, obsługa bardzo pomocna i miła, a dania smaczne, świetnie doprawione, bazujące na lokalnych składnikach.
Ile za obiad dla czterech osób?
To nie była nasza pierwsza wizyta w tym miejscu. Wracamy tu regularnie od lat i za każdym razem wstajemy od stołu najedzeni i zadowoleni. Za obiad dla czterech osób zapłaciliśmy 257 złotych, trudno więc mówić o "paragonie grozy". Jeśli więc planujesz wizytę w Bieszczadach czy nad Soliną, koniecznie zatrzymaj się w Zakapiorze. To miejsce, gdzie kuchnia opowiada historię, a smak zostaje na dłużej niż tylko do końca urlopu.