Chamski tost, idealne jajko poche i dubajskie pankejki. Tak Polacy śniadaniują na mieście nawet do 16:00
Nie tylko modny rytuał, ale coraz częstszy wybór - z wygody, głodu i z miłości do jedzenia. O fenomenie śniadaniowni porozmawiałam z kucharzami, którzy te posiłki z samego rana przygotowują. Nie w swojej kuchni, a dla gości, którzy tłumnie, nierzadko w długich kolejkach czekają na stolik.
24 kwietnia przypada Europejski Dzień Śniadania, które z roku na rok nabiera coraz większego znaczenia nie tylko dla miłośników porannych posiłków, ale także dla całej branży gastronomicznej. Śniadania na mieście przestały być chwilową modą - to dziś pełnoprawny segment kulinarny, który dyktuje nowe trendy, przyciąga tłumy i stawia przed restauratorami wysokie wymagania.
Warszawa, jak przystało na kulinarne serce Polski, tętni od rana życiem - zwłaszcza w miejscach takich jak BAKEN czy Bajgle i Bąble, gdzie na talerzu spotykają się sezonowe składniki, lokalne historie i szczypta nieoczywistego humoru. Do tych znanych ze stolicy miejsc dołączyły w ostatnich latach kolejne koncepty gastronomiczne z miast wojewódzkich, jak Mono Patisserie & Bistro w Bielsku-Białej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lahsa - przepis na orientalne śniadanie z jajkami
Śniadanie na mieście - nowy nawyk w gastro
W Bajglach i bąblach śniadanie to nie tylko pierwszy posiłek dnia - to styl życia, rytuał, a czasem… przedłużenie wieczoru. Przed południem przy stolikach widać zarówno osoby, które jeszcze nie poszły spać, jak i ranne ptaszki, które w tym miejscu przy dobrym jedzeniu odbywają spotkania biznesowe.
- Ludzie przychodzą z rana, ale i po melanżu, i w południe na kawę z ciastem. Czasem śniadanie to pretekst, żeby w ogóle wyjść z domu. Lokal otwiera się o 8:00, ale najwięcej dzieje się już chwilę potem, między 9:00 a 10:00. Menu, choć śniadaniowe z definicji, funkcjonuje przez cały dzień - bajgle z pastą z łososia, frankfurterki z jajkiem, klasyczne croque monsieur z grubym chlebem i beszamelem czy chałka z jajkiem poche. To są takie rzeczy, które w domu niby można zrobić, ale nie smakują tak samo. U nas to śniadania na bogato, z pomysłem - podkreśla kucharz Wiktor Stefaniak.
I faktycznie, bajgle, jaja i tosty są tu podane z twistem, który trudno odtworzyć w warunkach domowych - bez kompromisów, bez skrótów, pełną parą. W czasach, gdy rytm dnia dyktowany jest spotkaniami, wiadomościami i kalendarzem, śniadanie na mieście stało się momentem zatrzymania. To nie tylko jedzenie - to doświadczenie. I właśnie dlatego warszawskie śniadaniownie przeżywają prawdziwe oblężenie.
- Kolejki przed lokalem to dla nas codzienność, szczególnie w weekendy. Bywa, że goście czekają nawet 30 minut, żeby zamówić talerzyk kopenhaski czy nasze chamskie tosty - mówi z uśmiechem Michał Toczyłowski, szef kuchni BAKEN.
Nie ukrywa, że takie obłożenie to wyzwanie, aby utrzymać stały, wysoki poziom. Jednocześnie to też znak, że śniadania stały się pełnoprawnym rytuałem. A kiedy ten rytuał trwa do 16:00, granice między porami dnia zacierają się całkowicie.
Śniadanie na bogato, czyli jakość, za którą warto zapłacić
Tym, co wyróżnia najlepsze śniadaniownie, nie są tylko tłumy i modne nazwy dań, ale autentyczność - zarówno w podejściu do jedzenia, jak i w relacjach z dostawcami.
- Dla mnie śniadanie to prostota, ale oparta na absolutnie najlepszych składnikach - mówi szef kuchni, podkreślając, że każdy plaster sera czy kromka chleba muszą być warte swojej obecności na talerzu.
W BAKEN stawia się na lokalnych producentów: sery z biobazaru, wędliny od pana Andrzeja z Hali Mirowskiej, pomidory od pana Jabłońskiego to nie są tylko składniki, to twarze i historie. "Chamski tost" z certyfikowaną goudą czy domowy ketchup to nie tylko jedzenie: to manifest jakości i szacunku do produktu, który dla wielu gości staje się porannym rytuałem z duszą.
Choć śniadania kojarzą się z początkiem dnia, to w nowoczesnej gastronomii stają się jego stałym elementem. Przesunięcie godzin serwowania aż do popołudnia, a czasem nawet wieczora pokazuje, jak bardzo zmieniły się nasze kulinarne przyzwyczajenia.
O której można zjeść jajecznicę?
To nowe podejście sprzyja kreatywności kucharzy, którzy mogą łączyć klasyczne formy z nieoczywistymi składnikami, tworząc dania lekkie, ale sycące, znajome, lecz zaskakujące. W świecie, gdzie coraz bardziej cenimy czas dla siebie, śniadanie na mieście staje się nie tylko posiłkiem, ale stylem życia.
- Zdarza się, że ktoś przychodzi o 15:30 i zamawia jajecznicę z chlebem i masłem. I bardzo dobrze! Śniadanie to stan umysłu, nie pora dnia - żartuje Michał Toczyłowski.
W lokalach zarówno menu stałe, jak i sezonowe propozycje dopasowane są pod preferencje gości, którzy sami mogą decydować i nie ma ograniczeń, co do konkretnych godzin.
- Karta jest podzielona na takie dania powiedzmy lunchowe, ale które bardzo często można zjeść rano, jak sałatka Cezar. I na odwrót, czyli bajgle bądź jajecznice bądź jaja po benedyktyńsku i frankfurterki w zestawie można zamówić później niż o 12:00 - dopowiada Wiktor Stefaniak z Bajgle i Bąble.
Miasta gonią śniadaniową Warszawę
Poza często podkreślaną bańką stolicy trend na docenianie pierwszych posiłków na mieście również ma rację bytu. Coraz częściej Kraków, Gdańsk czy Poznań, ale także mniejsze miasta Toruń, Przemyśl lub Bielsko-Biała zaskakują gastropunktami, które serwują wybitne śniadania przyciągające tłumy, do tej pory stroniące od tego typu wyjść.
Świetnym przykładem jest śląskie Patisserie & Bistro. Ich oferta śniadaniowa to klasyki wytrawne, jak pełne śniadanie angielskie (z nielimitowanym domowym chlebem), a także słodkie propozycje z dodatkami "na czasie". W menu są dubajskie pankejki ze 100 proc. pastą pistacjową i ciastem kataifi, domowe gofry z owocami oraz tost francuski Lotus z kremem korzennym i ciasteczkami. Co ważne, tymi śniadaniami goście mogą zajadać się przez cały dzień.
Rosnąca popularność śniadań to coś więcej niż trend: to odpowiedź na potrzebę jakości, wspólnoty i celebrowania prostych przyjemności. Europejski Dzień Śniadania to świetna okazja, by dostrzec, jak bardzo śniadaniownie - z ich lokalnym charakterem, świadomym wyborem składników i atmosferą slow - wpisały się w kulinarny pejzaż miast.
Śniadania jedzone na mieście to już nie tylko szybki posiłek dla zapracowanych – to forma relaksu, spotkania, a czasem powód, żeby po prostu dobrze zacząć dzień. Czy chodzi o "chamski tost" z BAKEN z goudą i domowym ketchupem, czy bajgiel z pastą z łososia w Bajglach i bąblach albo dubajskie pankejki i tost francuski z Mono Patisserie & Bistro, śniadaniownie nie idą na łatwiznę. Dają gościom coś więcej niż jedzenie: atmosferę, jakość, luz. Jak mówią sami kucharze, to dania, których się nie chce (albo nie potrafi) robić w domu. Właśnie dlatego śniadania na mieście nie są chwilową modą. To codzienna potrzeba, coraz częściej realizowana z apetytem i na wysokim poziomie.
Magdalena Pomorska-Gąsowska, szefowa redakcji Pyszności.pl