Miłośnicy lotnictwa musieli chwycić za kieszenie. Ceny na Air Festival odleciały w kosmos
Ruszył czas imprez plenerowych. W weekend 15-16 czerwca w Świdniku zebrali się fani lotnictwa, aby obejrzeć gwiazdy akrobacji lotniczych na polskim niebie. Głodni wrażeń skorzystać mogli z oferty gastronomicznej. Po spojrzeniu na ceny okazało się jednak, że nie tylko samoloty latały wysoko.
17.06.2024 | aktual.: 17.06.2024 17:34
Festyny, festiwale, koncerty plenerowe - nadszedł czas letnich imprez. Przebywanie na świeżym powietrzu może wzmagać apetyt, ale organizatorzy dbają o to, by nie zabrakło stoisk z gastronomią. Czasem są to budki z fast foodami, czasem lokalne koła gospodyń wiejskich rozstawiają swoje stoiska. Nie inaczej było podczas Air Festivalu w Świdniku, gdzie na miłośników lotniczych akrobacji czekały stoiska z festiwalowymi klasykami, jak zakręcone ziemniaki, dania z grilla czy gofry. Za przysmaki trzeba było jednak słono zapłacić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Air Festival w Świdniku
W ostatni weekend trawiaste lotnisko w Świdniku przeżywało prawdziwe oblężenie. Na pokazach lotniczych i towarzyszącym im koncertach zebrało się całe mnóstwo osób. Na niebie podziwiać można było akrobacje m.in. Scandinavian Airshow, Artura Kielaka czy Grupy Akrobacyjnej Firebirds.
Wieczory umilić miały koncerty. Pierwszego dnia zagrała Katarzyna Nosowska, porywając tłumy festiwalowiczów. Schody rozpoczęły się drugiego dnia, gdy zagrać miał Krzysztof Zalewski. Przez złe warunki pogodowe odwołano nie tylko koncert, ale również część pokazów. Rozczarowania nie osłodziła oferta gastronomiczna.
Paragon grozy nie tylko nad morzem
Chociaż z wysokimi cenami kojarzą się przede wszystkim wakacyjne kurorty, to za portfel złapać się trzeba również na lokalnych festynach. Głodni miłośnicy akrobatyki samolotowej przecierali oczy ze zdumienia. Kultowy zakręcony ziemniak kosztował bowiem aż 18 zł. To całkiem sporo, jak na... zwykłego ziemniaka na patyku.
Gdy w brzuchu zaburczało mocniej, czekały przysmaki z grilla, jak kiełbasy i karkówki, czy festiwalowe klasyki w postaci zapiekanek, bigosu i wege burgerów. Skusiłam się na szaszłyk z porcją ziemniaków jako uzupełnieniem dania. Szaszłyk był dobry, doprawiony, mięso miękkie, cebula przypieczona. Prawdopodobnie bazą była karkówka, bo kawałki mięsa były dość tłuste, ale dzięki temu też soczyste. Niby wszystko było takie, jak trzeba. Poza ceną.
Pięć kawałków mięsa z cebulą kosztowało 72 zł. Do tego porcja ziemniaków za 15 zł i zrobił się obiad za 87 zł. Ta cena po prostu zwala z nóg. Wzięłam dwie porcje ziemniaków, aby podzielić się z towarzyszącą mi osobą i na paragonie powiało grozą - 102 zł za niepełny posiłek dla dwóch osób. Do zestawu dobrać można było również surówkę, oczywiście za dodatkową opłatą. Stworzenie pełnoprawnego obiadu (mięso, ziemniaki i surówka) okazałoby się wtedy jeszcze bardziej kosztowne. Warto również dodać, że samo wejście na Air Festival było biletowane i kosztowało ok. 90 zł w przedsprzedaży.
Skąd biorą się wysokie ceny w foodtruckach?
Festiwale, festyny, zloty food trucków i inne wydarzenia z objazdową gastronomią potrafią zaskoczyć cenami. Maciej Regulski, zwycięzca X edycji "MasterChef" oraz świeżo upieczony właściciel food trucka wyjaśnia, skąd biorą się paragony grozy.
Takie miejsca często korzystają z półproduktów ze względu na ograniczenia sanitarne. Są one droższe niż przeygotowanie dania od podstaw. Drugą rzeczą jest to, że jak ktoś przyjeżdża w takie miejsce, to musi ponieść opłatę za plac, czyli po prostu za to, że podjeżdża, ma wyznaczoną parcelę, nie może wyrzucić śmieci itd. Trzeci i najgorszy powód to to, że za lokalizację trzeba zapłacić - wiadomo, że tam jedzenie trzy razy droższe, trzy razy gorsze i ogólnie dość średnio. A my i tak tam jedziemy, bo coś trzeba zjeść - wyjaśnia Maciej Regulski.
Maciej Regulski podkreśla, że na cenę dania składa się wiele czynników, jakich ludzie nie widzą. Są to koszty jednorazowych opakowań, baniaków z wodą, koszty pracowników, jak i w końcu podatki. Czy w takim razie szaszłyk za 70 zł to adekwatna cena?
Sam widziałem takie szaszłyki, golonki za 50 zł i uważam, że tam jest naliczona jakaś chora marża.
Podobne zdanie na temat cen ma Szymon Czerwiński, finalista V edycji "MasterChefa" i właściciel sopockiej "Polskiej Kiełbasy".
Wysokie ceny czy wyższe ceny biorą się przede wszystkim z rosnących kosztów pracy cen produktów, ale również tego, że dzierżawa terenu czy udział w jakichkolwiek imprezie masowej wiąże się z bardzo wysokimi opłatami. Koszta, które przedsiębiorca musi ponosić niestety mają swoje odzwierciedlenie w cenach dań - mówi Szymon Czerwiński.
Paragony grozy spotykać nas będą coraz częściej nie tylko nad morzem. Sezonowe festiwale okazują się łakomym kąskiem dla właścicieli gastronomii na kółkach. Brak konkurencji w okolicy i wygłodniali uczestnicy imprez wydają się przepisem na sukces.
Ewa Malinowska, dziennikarka Wirtualnej Polski