Każdego sylwestra spędzają w pracy. Opowiedzieli mi, co wyrabiają klienci
Nie wskakują w cekiny i nie popijają szampana, a długimi godzinami stoją na nogach, rzęsach i rękach, by ktoś inny mógł dobrze bawić się w sylwestra. I mimo że pracownicy gastronomii doskonale wiedzą, co jest wpisane w ich zawód, wciąż zdarzają się sytuacje, którym nawet oni nie mogą się nadziwić.
30.12.2023 15:20
Moi rozmówcy — Maciej, kelner z długoletnim doświadczeniem, obecnie dyrektor operacyjny w dużej gastronomicznej firmie oraz Janek, dostawca jedzenia w popularnym krakowskim lokalu — opowiadają, jak wygląda praca w sylwestra z ich perspektywy. Mówią o plusach i minusach, o dużym zmęczeniu, ale też niezłym zarobku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wybór? Niekoniecznie
Pracować w sylwestra czy nie? Pracownicy gastronomii nie znają tych dylematów, mimo że nikt ich na siłę do grafiku nie wpisuje. Wybór jest, ale tylko pozorny, bo konsekwencje — a tak można nazwać następstwa odmowy — ciągnąć się mogą cały kolejny rok. I na odwrót — ci, którzy w sylwestra postanowili porzucić osobiste plany, mogą liczyć później na przychylniejsze traktowanie przy tworzeniu grafiku. Coś w stylu "gratyfikacji za poświęcenie".
- Nie chcę generalizować, ale w wielu przypadkach wygląda to mniej więcej tak, że podejście menadżera czy pracodawcy do pracownika, który zgodzi się na pracę w sylwestra, jest przez cały rok lepsze niż w stosunku do pracownika, który tej pracy 31 grudnia odmówił - przyznaje Maciek.
Inaczej wygląda sytuacja u mojego kolejnego rozmówcy. Tam, gdzie pracuje Janek, nie ma obsługi kelnerskiej, a kuchnię oraz dostawy obstawiają te same osoby od lat. Z tego też powodu tworzenie świąteczno-sylwestrowego grafiku idzie raczej gładko.
- Po prostu ktoś przychodzi w sylwestra, ktoś w Nowy Rok, a jak ktoś bardzo chce, to może przyjść i w sylwestra, i w Nowy Rok do pracy - przekonuje Janek. - Ale nie ukrywam, że jakby był wybór, jakby lokal był zamknięty, to każdy cieszyłby się, że jest wolne - dodaje.
Sylwester rządzi się swoimi prawami
Nie wszędzie i nie w każdym towarzystwie, ale jest pewien pierwiastek zabawy podczas pracy w sylwestra. U Janka jest tak, że około północy dostawcy zjeżdżają się do lokalu, by razem z pozostałymi członkami ekipy napić się Piccolo i obejrzeć fajerwerki. Maciek natomiast mówi o nietypowej atmosferze, która jest charakterystyczna dla sylwestrowej nocy.
- To, co odróżnia sylwestra od innych imprez, to lepsze podejście gości do kelnerów czy ogólnie do obsługi - zaznacza. - Ludzie przychodzą się pobawić, odsapnąć po ciężkim roku i z nadzieją przywitać nowy. Może to ich tak nastraja.
To samo słyszę od Janka. W sylwestrową noc klientów nie mierżą tak opóźnienia w dostawach jak zwykle. Nie raz i nie dwa dostał butelkę piwa ot tak, żeby napić się "pod ten Nowy Rok" po zmianie. Również Maciek, obsługując stoliki, zapraszany był na "jednego" przez gości.
Zobacz także
Plusy i minusy pracy w sylwestra
Co jeszcze zachęca do założenia służbowego uniformu 31 grudnia? Obaj moi rozmówcy są zgodni, że pieniądze wypłacane za pracę w sylwestra są naprawdę przyzwoite (choć nie jest to regułą, np. we franczyzowych hotelach pracuje się za stałą stawkę). Maciek wylicza, że kelnerzy mogą zarobić nawet 1000 zł za zmianę. I mimo że na imprezach zorganizowanych zwykle nie ma napiwków, zdarzają się goście, którzy z czystej wdzięczności potrafią wcisnąć w dłoń kelnera niejeden banknot. Janek, jako dostawca, dostaje podwójną stawkę godzinową, zdarza się premia od utargu.
A gdzie minusy? Czarne strony pracy w sylwestra? Tam, gdzie impreza trwa do bladego świtu, tam bladzi ze zmęczenia kelnerzy, kucharze i pomocnicy krzątają się na zapleczu. Maciek mówi wprost: to naprawdę wykańczająca robota.
- To ciężka tyra dla ludzi o mocnych nerwach, wymęczenie materiału jest ogromne. Taka sylwestrowa zmiana trwa 16 - 18 godzin. Jeśli impreza zaczyna się o 19, to żeby wszystko dopiąć przed przyjściem gości, trzeba być cztery, pięć godzin wcześniej. Praca trwa często do 6, nawet 8 rano - wylicza Maciek. - Moja nadłuższa zmiana sylwestrowa trwała 32 godziny. Brakowało pracowników i po skończonej jednej imprezie musiałem obsłużyć następną.
U Janka można wziąć dniówkę, która zaczyna się od zwykle 11 rano, a kończy po 2 w nocy (w zależności od liczby dowozów). Mój rozmówca jako kierowca pracuje od ponad siedmiu lat, nie sprawia mu trudności bycie za kierownicą przez kilkanaście godzin. W jego opinii w gorszej sytuacji są osoby pracujące na kuchni, które nie dość, że nie odchodzą od ziejących gorącem sprzętów - rusztów czy kuchenek, to muszą radzić sobie z tzw. falami, czyli dużymi grupami często nietrzeźwych osób, które wpadają do lokalu, robią zamęt i bałagan, i znikają.
Ta "wyjątkowa" noc
Mimo że obaj moi rozmówcy pracują w tej samej branży, sylwestrowa noc dla każdego jest innym kawałkiem chleba. Janek tłumaczy, że dużo mocniej odczuwa pracę w Nowy Rok. To właśnie wtedy jest prawdziwe zatrzęsienie zamówień. Żartuje, że to typowa "gastrofaza".
- Sylwester jest jak piątek czy sobota. Mocniej jest w Nowy Rok. Zazwyczaj wtedy lokal wykręca największe obroty, na pewno większe niż w sylwestra - dodaje.
Maciek zajmował się obsługą imprez zorganizowanych, czyli uszytych pod tę "wyjątkową" noc. Za niemałą kwotę goście mają do dyspozycji salę, obsługę kelnerską i pakiet jedzenia i napoi, z open barem włącznie. I właśnie tutaj często rozjeżdżają się założenia organizatorów imprezy z oczekiwaniami gości. Rykoszetem obrywają ci na pierwszej linii frontu, czyli kelnerzy.
- Ludzie, kiedy zapłacą za tę wejściówkę na sylwestra, mają bardzo duże oczekiwania wobec serwisu. Nie rozumieją tego, że ta kwota to jest składowa wielu czynników - wyjaśnia Maciek. - A zdarza się, że ktoś liczy na specjalne traktowanie, na drinka, którego nie ma w ofercie, bo co to za problem. A to jest problem. Trudno być elastycznym podczas imprezy na 300 osób, dlatego na takich eventach obowiązuje specjalna oferta.
Tam, gdzie za dużo alkoholu, pojawiają się nieprzyjemne sytuacje, ale - jak wspomina Maciek - są raczej rzadkością. Można powiedzieć, że normą są pijani ludzie zaczepiający się nawzajem albo tańczący na stołach i zdejmujący przy tym spodnie. W jego pamięci utkwiło jednak zgoła inne zdarzenie.
- Miałem taką sytuację, w której pani stwierdziła, że ona zapłaciła za imprezę do białego rana i wyjdzie dopiero, jak zobaczy białe rano - opowiada Maciek. - I została sama, na pustej sali, a my w jej obecności nie mogliśmy zacząć sprzątać. I wyszła dopiero wtedy, jak zobaczyła poranek. To są skrajności, ale się zdarzają - dodaje.
Karina Czernik, dziennikarka Wirtualnej Polski