Czekałam na rybę godzinę w upale. Jednak było warto i chętnie wrócę do tej smażalni
Nad morze czy nad jeziora jedziemy z myślą, że zjemy tam dobrą, świeżą rybę. Niestety, nie zawsze się to udaje. Dlatego dobrymi adresami chętnie się dzielimy. Oto jeden z nich. Jednak ostrzegam, bo sława przerosła tę smażalnię. W weekendy czeka się długo, nawet bardzo długo, ale chyba nikt nie jest zawiedziony.
14.07.2024 08:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdy tylko dotarłam na Mazury, usłyszałam o smażalni w Pluskach. Znajomi z Likus zachwalali, wychwalali, ale ostrzegali, że trudno o wolny o stolik. Najlepsza ryby w okolicy? Jeździmy tylko tam. I nie ma wcale znaczenia to, że Likusy są na Mazurach, a Pluski to już Warmia. Zresztą granica między tymi krainami wcale nie przebiega wzdłuż linii prostej i czasami trudno się zorientować, gdzie jesteśmy. Te części kraju są bardzo do siebie podobne, jezior i lasów nie brakuje. Choć często można spotkać się z opinią, że na Warmii jest spokojniej, ciszej i bez motorówek.
Widok na jezioro
Akurat to stwierdzenie w przypadku Plusek się nie sprawdza. Kiedy wróciłam tam po ponad dziesięciu latach, okazało się, że mała wioska nad jeziorem to już tylko moje wspomnienie. Teraz Pluski są kurortem z deptakiem i mariną, a całkiem blisko jeziora Plusznego wyrastają kolejne apartamenty.
W smażalni też były tłumy, ale akurat tego można się było spodziewać. Przyjeżdżają tu miłośnicy ryb odpoczywający na Warmii i Mazurach. Lokal znalazł się również na liście Dziedzictwa Kulturowego Warmia Mazury, a to ważne wyróżnienie. Świadczy o tym, że smażalnia korzysta z tradycyjnych receptur i lokalnych składników. Jeśli do tego dodam, że rybę można zjeść na tarasie z widokiem na jezioro, brzmi bajecznie. Ale życie to nie bajka, jest upał i są tłumy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie tylko z patelni
Za barem w smażalni bardzo często można spotkać Dorotę i Przemka Tetyk, właścicieli Smażalni Pluski. W sobotę ostrzegali wszystkich, że czas oczekiwania będzie długi. Nikt nie rezygnował, choć widziałam, że potem klienci niecierpliwili się przy stolikach i kelnerki wciąż odpowiadały na pytanie: "Kiedy będzie moja ryba?". Właśnie, ryba! Choć jest kilka dań dla wegan i obowiązkowe naleśniki dla dzieci, tylko nieliczni decydują się zamówić coś innego niż rybę. Smażalnia stawia na te lokalne z pobliskich jezior i gospodarstw rybackich. W menu królują sandacz, okoń, sielawa, szczepak, lin, węgorz. Świeżą rybę wystarczy usmażyć i jest pyszna, ale w Pluskach zjemy ją jeszcze na inne sposoby.
Gołąbki odfrunęły
Kojarzysz smażalnie z rybą i frytkami? Prawidłowo. Jednak w Pluskach naprawdę da się zaszaleć przy wyborze dań. Przede wszystkim na przystawkę można zjeść rybne galaretki, sałatki, do wyboru jest kilka zup rybnych, np. rosół, flaki z lina, zupa z sandacza z pomidorami. A największym przebojem są rybne gołąbki. Danie dostępne jest tylko w sobotę i znika w ciągu kilku godzin. Bardzo często jest przygotowywane na zamówienia.
Kilka lat temu, na samym początku działalności zamówiliśmy za dużo ryb. Szukaliśmy pomysłu, co z nich zrobić. I tak przez przypadek stworzyliśmy recepturę na gołąbki z sandacza ze szczupakiem. Podawane są z sosem śmietanowo-koperkowym. Po latach okazały się naszym największym hitem - wspomina Przemek Tetyk.
Zobacz także
Sekret smażalni
Niestety, na gołąbki muszę do Plusek wrócić, bo w sobotę po południu już ich nie było. Zjadłam za to pysznego sandacza w dwóch wydaniach: na przystawkę w galaretce, a na danie główne z patelni. Spytałam właściciela, jaki jest sekret smażonej ryb z Plusek.
Jak najświeższa ryba, odrobina mąki i soli, bo nie stosujemy żadnych panierek. Do tego dobry tłuszcz, a dokładnie olej rzepakowy. Nie może go być dużo, to nie smażenie w głębokim tłuszczu. Dzięki temu mięso nie jest przesuszone - podkreśla Przemek.
Jakość ma swoją cenę
Nie chciałabym pisać o cenach, bo wiadomo, że ryby są drogie. Za porcję sandacza z patelni zapłaciłam 40 zł, do tego galaretka za 12 zł i doszła jeszcze surówka za 8 zł, tyle samo za frytki, 2 zł za chleb i 5 zł za wodę. Cały rachunek to 75,56 zł. Sporo jak na obiad dla jednej osoby, ale były to dobrze wydane pieniądze. Nie ma się do czego przyczepić. Nawet surówka z kapusty była w punkt, a do sosu używany jest miód z warmińskiej pasieki. Zresztą jej wątek jest bardzo częsty w opiniach, jakie wystawiają klienci. Wszystkim smakuje.
Lokalne smaki i wysoka jakość to udało się w Pluskach połączyć. Po prostu nie trzeba pytać, czy ryba jest świeża. Smażalnia w Pluskach działa sezonowo, od końca kwietnia do końca września. I tak myślę, jakby to zaplanować żeby po sezonie wybrać się tam znowu, by zjeść te słynne gołąbki z widokiem na jezioro Pluszne.
Zobacz także
Dorota Gepert, dziennikarka Wirtualnej Polski