Poszedłem na lody z rybą i koperkiem. Nie spodziewałem się takiego efektu
Czy lody mogą być wytrawne? Oczywiście, że mogą, przecież to tylko kwestia dobrania słonych składników. Prawidłowe pytanie brzmi więc: czy lody wytrawne mogą być smaczne? Żeby sobie na nie odpowiedzieć, wybrałem się do lodziarni w Warszawie i zamówiłem sprzedawane tam lody o smaku łososia z koperkiem. Co więcej, odważyłem się nawet ich spróbować. Dziś relacjonuję to wydarzenie.
20.07.2024 | aktual.: 20.07.2024 12:01
Przykład pistacji pokazuje, że "nie całkiem słodkie" lody nie są żadnym wybrykiem natury, lecz po prostu gatunkiem przekąski — bo już przecież nie słodkości. Czy jednak inne smaki mogą powtórzyć sukces tych słonych, zielonych orzechów? Nawet wtedy, gdy lody są przygotowane z tak nietypowych składników, jak łosoś i koperek? Według popularnej lodziarni jest to możliwe. Postanowiłem więc to przetestować i wypróbować ten intrygujący smak lodów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rzemieślnicza praca nad zainteresowaniem
Good Lood to sieć lodziarni założona w 2016 roku w Krakowie. Niewielka firma szybko wyrobiła sobie markę, a dziś może się pochwalić łącznie 30. punktami, tzw. loodspotów w różnych miejscach na mapie Polski. Rzemieślnicza produkcja jest nastawiona na kilka aspektów: naturalność (deklarują nieużywanie sztucznych barwników i konserwantów), wielorakość (w ofercie znajdziemy lody mleczne, bez laktozy, bez cukru, wegańskie i sorbety) i nieoczekiwane połączenia smakowe. Jak głosi informacja na ich portalu:
"Nasza tajemnica to świeże składniki: owoce, mleko, orzechy, zioła oraz całe, goodloodowe serce, jakie wkładamy w naszą rzemieślniczą produkcję."
Efektem pasji do wyszukiwania nietypowych połączeń smakowych okazały się między innymi lody o smaku... majonezu Kieleckiego. Te stanowiły hit w 2021 roku. Trzy lata później powstała zaś propozycja łososiowo-koperkowa, którą postanowiłem wypróbować.
Na lody by się szło!
Rychłe pojawienie się tego nietypowego smaku w loodspotach Good Lood ogłoszono kilka dni temu, a mi udało się załapać na premierę. Wybrałem się do punktu na warszawskiej Woli, jeszcze w autobusie dokonując szybkiego internetowego researchu.
"To było tak. Śmietanka wypłynęła ze Skały i popłynęła loodowymi strużkami w różne strony świata, aby ostatecznie trafić do Good Lood. Jednak wcześniej, u stóp lodowców Alaski, w słodki wir gęstej śmietanki zanurzył się łosoś, zabierając ze sobą pełen bagaż bogatych witamin! My dorzuciliśmy do tego szczyptę soli, parę kropelek złotej cytryny i kępkę świeżutkiego koperku."
Tymi słowami reklamowano lody z łososiem w mediach społecznościowych Good Lood.
W marketing to oni potrafią, prawda? Pozostało sprawdzić, w jaki sposób te zachęcające wersy przekładają się na rzeczywistość. Dochodzenie uznałem za rozpoczęte, a doświadczony w kwestii łososia śledczy zmierzał do celu. Czemu doświadczony? Cóż, smak wspomnianej ryby to dla mnie kompletny nihil novi, bo od przeszło 11 lat zajmuję się zawodowo przygotowywaniem sushi. Nigiri, sashimi, maki — te pozycje z łososiem ludzie uwielbiają i nie sądzę, by prędko się to skończyło. Ale czy ta ceniona przez konsumentów ryba może sprawdzić się także jako główny składnik lodów? Nadal nie byłem przekonany.
Dotarłem na Wolę, przekroczyłem wejście Fabryki Norblina przy ulicy Żelaznej i odnalazłem to, czego szukałem. Zero kolejki — z niewiadomego powodu to spostrzeżenie mnie zaniepokoiło. Zamówiłem, cyknąłem kilka fotek, liznąłem i cierpliwie czekałem, aż mój zakłopotany nowymi bodźcami mózg przetworzy nietypowe informacje płynące z receptorów.
Z ulgą stwierdziłem, że w lodach prawie nie było czuć łososia — koperek i śmietana zdominowały smak zimnej przekąski. Liźnięcie, potem jeszcze jedno. Nadszedł czas refleksji.
Lody z łososiem — hit czy kit?
Gdyby lód z łososiem był rzeczą, to prawdopodobnie byłby plastikową nakrętką przymocowaną do butelki — tak niepotrzebny wydaje mi się ten smak. Natomiast gdyby był postacią filmową, to byłby Anakinem Skywalkerem, bo nikt stąpający twardo po ziemi nie powiedziałby, że to ma ręce i nogi. Jaką więc ocenę daję lodom łososiowo-koperkowym z Good Lood? Uwaga, uwaga: 10/10. Zdziwiony? Już wszystko wyjaśniam.
Pod względem doznań smakowych stworzenie lodów o smaku ryby uważam za totalny nonsens, odchylenie, aberrację. Pretensjonalność, a może nawet i egzaltację. Ale na płaszczyźnie marketingu pewnie się to sprawdza i wszystkie kropki zostały połączone. W biznesie chodzi o pieniądze, więc krytyka stosowania się do zasady "nieważne jak o tobie mówią, ważne, żeby mówili" byłaby ostatecznie niesprawiedliwa. Good Lood to marka, którą na Facebooku obserwuje 100 tysięcy ludzi. Tylko pod samą reklamą nowych lodów można odnaleźć blisko 150 komentarzy poruszonych konsumentów. Algorytm Facebooka zapewne bije temu brawo, więc i ja nie omieszkam.
Muszę przy tym przyznać, że sam lód był lepszy, niż się spodziewałem. Ale może to dlatego, że nastawiłem się na doznania rodem z "Jackassów". Szczęśliwie ledwo wyczuwalny łosoś i totalna dominacja koperku oraz śmietany sprawiły, że ten lód mógłby nawet nosić miano... orzeźwiającego. To trochę tak, jakby zdrapać marynatę z konserwującego się już 2 dni gravlaxa, zatopić ją w śmietanie, zamrozić, a potem serwować w postaci gałek: coś tam czuć tę rybę, ale nie do końca. I całe szczęście.
Może to tak nie brzmi, ale chodzi mi o to, że proporcje składników użytych w produkcji były… rozsądne. O ile więc można powiedzieć, że ktoś robi najlepsze lody z łososia na świecie, to zdecydowanie byłby to Good Lood. Po prostu nie jestem w stanie wyobrazić sobie bardziej pozytywnego odbioru tego smaku, niż ten, który zaliczyłem w Fabryce Norblina. Jestem pewny, że ktokolwiek chciałby odtworzyć smak tych lodów, ale przegiąłby ze składnikami czy to w jedną, czy w drugą stronę, popełniłby straszliwą pomyłkę.
I żebyśmy się dobrze zrozumieli — to nie jest tak, że od dziś uważam, że lody z łososiem to hit, strzał w dziesiątkę i bystre wypełnienie jakiejś luki na rynku oklepanych smaków lodów. Bo czy to wszystko, co napisałem, oznacza, że zamówiłbym je drugi raz? Broń Boże! Ale gdybym musiał, to zrobiłbym to ponownie w tym samym miejscu.
Jakub Suliga dla Wirtualnej Polski