Obiad z widokiem jak z pocztówki. W Bośni zapłaciliśmy mniej niż w Chorwacji za pizzę
Większość turystów planujących wakacje na Bałkanach wybiera Chorwację, ewentualnie coraz popularniejszą Czarnogórę czy Albanię. A Bośnia i Hercegowina? Wciąż niesłusznie pomijana. To kraj, który zachwyca krajobrazami, otwartością ludzi, wielokulturowym dziedzictwem i... cenami.
Odwiedziłam Mostar, jedno z najpiękniejszych miast Bośni, znane przede wszystkim z ikonicznego, kamiennego mostu – Stari Most. Widok z tarasu restauracji, w której usiedliśmy z mężem, był pocztówkowy. Malownicza rzeka Neretwa, zielone wzgórza i kamienna starówka – idealne tło do biesiadowania w bałkańskim stylu. Kelner mówił świetnie po angielsku, był pomocny i uśmiechnięty – od razu poczuliśmy się tam mile widziani. A ceny? Mimo że wciąż jesteśmy w Europie, to rachunek za obiad nie przyprawia tu o ból głowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podaj tak burratę, a goście będą bili brawo. Wygląda jak z włoskiej restauracji
Tradycja na talerzu i uczta z widokiem
Bośniacka kuchnia to miks wpływów osmańskich, bałkańskich i śródziemnomorskich – pełna aromatycznych przypraw, grillowanego mięsa, dań duszonych, ale też świeżych warzyw, słodkich wypieków i czarnej kawy. Znajdziemy tu i wpływy tureckie, i środkowoeuropejskie przyzwyczajenia, wszystko podane w wersji domowej, bez przesadnej stylizacji. Prosto, smacznie i sycąco – tak można by to ująć w trzech słowach.
Na początek zamówiliśmy kuluk – jedno z tradycyjnych dań kuchni bośniackiej. To rodzaj małych gołąbków zawijanych nie w kapustę, lecz w liście winogron, często podawanych z sosem pomidorowym i ziemniaczanym purée. Delikatne, lekko kwaskowe od liści, a przy tym bardzo aromatyczne. Mąż wybrał pljeskavicę – klasykę bałkańskiego grilla. To duży, soczysty kotlet z mielonego mięsa wołowego (czasem mieszanego z wieprzowiną), przyprawiony czosnkiem, cebulą i pieczony na ruszcie. Podany z frytkami i pieczywem był naprawdę konkretną porcją, której nie powstydziłaby się żadna domowa kuchnia.
Do obiadu zamówiliśmy napoje i planowaliśmy już zakończyć, ale kelner zasugerował, że warto spróbować lokalnego deseru. Skusiliśmy się na baklavę – słodką, miodową, pełną orzechów i... cudownie schłodzoną. Do tego wypiliśmy kawę po bośniacku, parzoną w miedzianym tygielku, podaną z lokum i kostką cukru. Mocna, aromatyczna, lekko ziemista – dokładnie taka, jakiej spodziewałam się po kawie na Bałkanach.
Paragon niegrozy, widok bezcenny
Całość? 69 marek bośniackich, czyli ok. 37 euro. W przeliczeniu na złotówki – mniej niż 170 zł za obiad z widokiem na jeden z najpiękniejszych mostów Europy. Złapałam się za głowę. Dla porównania – w Chorwacji za podobne dania (bez deseru i kawy) trzeba by zapłacić niemal dwa razy tyle.
Porcje były naprawdę duże, wszystko świeże, dobrze przyprawione i przygotowane z sercem. To był obiad, który nie tylko nakarmił, ale i zachwycił – smakiem, prostotą i lokalnym klimatem. I właśnie takich miejsc warto szukać - nieprzereklamowanych, autentycznych i smacznych.
Wrócę po smak
Bośnia i Hercegowina to kraj, który ma do zaoferowania znacznie więcej niż tylko tanie jedzenie. To historia opowiedziana w kamieniu, mozaika kultur i religii, oszałamiająca przyroda i gościnność, której trudno zapomnieć. Mostar – choć turystyczny – wciąż nie został "przetarty" tak jak chorwacki Dubrownik czy nawet czarnogórski Kotor. Zachwyca orientalnym klimatem, a mieszkańcy naprawdę się cieszą z gości.
Jeśli planujecie podróż po Bałkanach, nie zatrzymujcie się tylko na chorwackim wybrzeżu. Przekroczcie granicę i zajrzyjcie do Bośni. Może i nie znajdziecie tu luksusowych kurortów, ale za to dostaniecie coś znacznie cenniejszego – szczerość, smak i autentyczność. A jak będziecie w Mostarze – zróbcie sobie przerwę na obiad z widokiem. I koniecznie zamówcie baklavę.